Duszpasterstwo ChorychUniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. Fryderyka Chopina w Rzeszowie

Aktualności

Spotkanie w ciszy...

04.05.2018 r.

Wielu osobom nazwa Czerna nic nie mówi, są jednak i tacy, którzy w poszukiwaniu ciszy przyjeżdżają tu, by spotykać Boga. Nie może więc dziwić fakt, że gdy tylko nadarzyła się okazja pobytu w tym niezwykłym miejscu, postanowiłam go poznać  i doświadczyć.

Klasztor karmelitów Bosych w Czernej i sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej to jeden z większych ośrodków pielgrzymkowych w północnej Małopolsce. Jest uroczo położony w sąsiedztwie parku krajobrazowego Dolinek Krakowskich, gdzie otulają go jurajskie skały i wąwozy, skrywające  do dziś liczne ruiny dawnych zabudowań pustelniczych. Pełno tu też dolin, potoków, jaskiń czy strumieni.

Historia klasztoru Karmelitów Bosych w Czernej jest długa i sięga początków XVII wieku. W 1625 roku wojewodzina krakowska Agnieszka Firlejowa ufundowała dla ojców Karmelitów erem, czyli pustelnię. Wkrótce w Czernej stanął również kościół, który został objęty klauzurą, co znaczy stał miejscem niedostępnym dla wiernych. Wszystko zmieniło się w połowie XIX wieku, wraz z rozwojem kultu Matki Bożej Szkaplerznej. Wówczas to zlikwidowano klauzurę i udostępniono kościół wiernym a szczególnego znaczenia nabrał obraz MB Szkaplerznej, pochodzący z połowy XVIII wieku. Karmelici rozpoczęli szerzyć jej kult poprzez nabożeństwa szkaplerzne i nabożeństwa różańcowe. Rozwojowi kultu sprzyjało też ogłoszenie przez papieża w połowie XIX wieku dogmatu o Niepokalanym Poczęciu NMP  a później wiadomości o objawieniach w Lourdes.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Klasztor ma plan czworoboku, w którego centrum znajduje się kościół, a do zabudowań przylega cmentarz. Kompleks znajduje się w Dolinie Eliaszówki a wokół otacza go rezerwat przyrody Dolina Eliaszówki. Usytuowany  na stoku wzgórza o wysokości 430 m n.p.m.  jest porośnięty lasem, w którym znajdują się pozostałości po dawnych zabudowaniach klasztornych. Cały teren ma powierzchnie 80 ha i kiedyś był otoczony murem o długości ponad 4 km i wysokości 2,5 m. Do dziś zachowały się ruiny tych murów. Wzniesiono także 12 domków pustelniczych, z których tylko 4 zostawiły ślady. Jeden z nich, zwany pustelnią św. Agnieszki, został odbudowany w 1966. Zachowały się także ruiny Mostu Pustelniczego, zwanego Diabelskim Mostem. Na stoku wzgórza wzniesiono w latach 1986-1990 stacje drogi krzyżowej z rzeźbami Alfreda Kotowskiego. Studnia, znajdująca się na klasztornym podwórku, została wykuta w litej skale w latach 1644-1651. Jej głębokość wynosi 21,5 m, a średnica 2 m. Studnia obudowana jest późniejszą kopułą, krytą gontem i wspieraną przez osiem kolumn. Przy leśnych ścieżkach znajdują się zagłębienia w ziemi, po zasypanych sztolniach wydobywczych rudy galmanu z przełomu XIX i XX w.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Tyle suchego opisu miejsca, który poznałam gdy dojechaliśmy autokarem do Czernej od strony Krzeszowic.  Po minięciu krętej drogi wijącej się wzdłuż potoku, przy którym w ten piękny, słoneczny, majowy dzień, baraszkowało kilkanaście osób,  wjechaliśmy  na drogę prowadzącą do klasztoru, by po kilku zaledwie minutach zaparkować  tuż obok obszernego, przyklasztornego dziedzińca. Ponieważ grupa wcześniej została zgłoszona, oczekiwaliśmy na miejscowego przewodnika, który oprowadzi i przybliży nam sanktuarium. Mimo  wzmożonego ponoć  ruchu pielgrzymkowego w tym miejscu, w to niedzielne popołudnie,  byliśmy jedyną zorganizowaną grupą pielgrzymów. Sporo natomiast było pielgrzymów/turystów indywidualnych, którzy to nawiedzili klasztor udając się tu z okolicznych wiosek na  spacer, bądź przybyli na mszę św. prywatnymi autami czy komunikacją PKS.

Pierwszym co poznajemy w sanktuarium to kościół św. Eliasza. Wejście do niego łatwo przeoczyć, gdyż są to po prostu kolejne drzwi w klasztornym budynku. Idąc długim korytarzem, mijamy dwie kaplice: św. Rafała i św. Jana od Krzyża, które jak się okazuje będziemy zwiedzać później. Kościół - jak zauważam - wzniesiony został na planie krzyża łacińskiego w stylu wczesnobarokowym. W jego wnętrzu  dominuje czerń i biel, czyli kolory Karmelu. Większość zdobień - ołtarza, posadzki czy świeczników oraz portalu, prowadzącego do kościoła - wykonana jest z czarnego marmuru dębnickiego. Wydaje mi się,  że spotkałam   już kiedyś  ten krystaliczny, czarny wapień. Próbuję skojarzyć miejsca....  Tak ! Na pewno widziałam go w krakowskim kościele dominikanów, na Wawelu czy w kościele Mariackim.

Idziemy dalej. Przy wejściu do kościoła, obok progu, znajduje się płyta nagrobna  skrywająca miejsce spoczynku fundatorki klasztoru. Pochowano ją w tym miejscu zgodnie z jej życzeniem.  By móc dostać się pod ołtarz główny, każdy odwiedzający to miejsce musi po niej przejść. W kościele łatwo zauważyć trzy rzeczy:  w ołtarzu głównym duży obraz olejny przedstawiający proroka Eliasza z aniołem pędzla Dolabelli (nadwornego malarza króla Władysława IV), po lewej stronie łaskami słynący obraz MB Szkaplerznej pędzla Gołębiowskiego oraz wszechobecny, cudowny, czarny, marmur dębnicki, z którego wykonano portal oraz ołtarz boczny (na prawo od prezbiterium)  z przepięknie zdobionym, jakby koronkowym,  antependium.

Ponieważ dla zdecydowanej większości osób z mojej grupy pielgrzymkowej słowa: Karmel, karmelici czy szkaplerz nic nie mówiły, miejscowa pilotka, po rozsadzeniu nas w kościelnych ławach, skupiła się na przybliżeniu ich znaczenia. Historycznie patrząc Karmel to nadmorskie pasmo górskie rozciągające się nad Morzem Śródziemnym w północnej części Izraela. Wznosi się na wysokość 546 metrów n.p.m. nad Zatoką Hajfy i rozciąga się na długości 39 km w kierunku południowo-wschodnim. Góra Karmel odgrywa wyjątkową rolę religijną i jest uznawana za świętą przez Żydów, chrześcijan, muzułmanów i innych. To tu prorok Eliasz zobaczył na jej zboczach obłoczek (1 Krl 18,42-45) który interpretujemy jako proroctwo o Maryi - tak jak obłok przyniósł deszcz po suszy, tak Maryja przyniosła światu Zbawiciela. Założony w XIII wieku maryjny Zakon Matki Bożej z Góry Karmel nawiązywał właśnie do tej właśnie tradycji i tych wydarzeń.

 

 

 

 

 

 

 

 

 



Datą szczególną w historii zakonu pozostała noc z 15 na 16 lipca 1251 r., kiedy to wielki czciciel Maryi, św. Szymon Stock, szósty przełożony generalny zakonu karmelitów, ujrzał Matkę Bożą w otoczeniu Aniołów. Podała mu Ona wtedy brązową szatę, wypowiadając jednocześnie słowa: "Przyjmij, synu, szkaplerz twego zakonu, jako znak mego braterstwa, przywilej dla ciebie i wszystkich karmelitów. Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego. Oto znak zbawienia, ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i wiecznego zobowiązania".  Słowo szkaplerz pochodzi od łacińskiego scapulae, czyli ramiona i oznacza szatę kształtem przypominającą ornat rzymski, złożoną z dwóch sięgających do stóp płatów sukna z wycięciem na głowę, z  których jeden opada na piersi, a drugi na plecy. W tradycji monastycznej stał się częścią habitu, służącą początkowo jako ochrona habitu (tak jak fartuch) w czasie pracy, a potem wyrażającą więź z Maryją.  Szkaplerz przystosowany do użytku wiernych świeckich złożony jest z dwóch prostokątnych wycinków brązowego sukna wełnianego połączonych dwoma tasiemkami lub sznurkami. Wymiary płatków mogą być dowolne. Jest on niejako zminimalizowanym habitem.

Dar szkaplerza rozpowszechnił się szybko w całej rodzinie zakonnej, a z czasem również i w świecie. W XIV wieku Maryja objawiła się papieżowi Janowi XXII, polecając mu w opiekę "Jej zakon" karmelitański. Obiecała wówczas obfite łaski i zbawienie osobom należącym do zakonu i wiernie wypełniającym śluby. Obiecała również wszystkim, którzy będą nosić szkaplerz, że wybawi ich z czyśćca w pierwszą sobotę po ich śmierci. Dodać tu należy, że cały szereg papieży wypowiadał się z pochwałami o tej formie czci Najświętszej Maryi,  wyposażając to nabożeństwo licznymi odpustami.

Teologię i duchowość szkaplerzną propagował także nasz św.Jan Paweł II (który sam szkaplerz nosił od dzieciństwa), by zacytować tu tylko kilka z jego wypowiedzi: „szkaplerz jest przewodnikiem czułej i synowskiej pobożności maryjnej, poprzez który czciciele Maryi (...) wyrażają pragnienie kształtowania swojego życia w oparciu o Jej przykład jako Matki, Opiekunki, Siostry, Przeczystej Dziewicy, przyjmując z czystym sercem Słowo Boże i oddając się służbie braciom”. Papież wielokrotnie przypomniał  wszystkim, że „przyjmujący szkaplerz zostają włączeni lub stowarzyszeni w mniej lub więcej ścisłym stopniu z Zakonem Karmelu, poświęconym służbie Matki Najświętszej (…), aby doświadczać słodkiej i macierzyńskiej obecności Maryi w codziennym trudzie, by wewnętrznie się przyoblekać w Jezusa Chrystusa i ukazywać Jego życie w samych sobie dla dobra Kościoła i całej ludzkości”.

Trzeba pamiętać, że znak szkaplerza przywołuje dwie prawdy. Z jednej strony mówi on o ustawicznej opiece Najświętszej Maryi Panny „i to nie tylko na drodze życia, ale także w chwili przejścia ku pełni wiecznej chwały” (w czym możemy dostrzec aluzję do tzw. przywileju sobotniego), a z drugiej strony, pozostając ustawicznie na naszych barkach, przypomina i zobowiązuje do tego, by nasze maryjne nabożeństwo nie ograniczało się jedynie do modlitw i hołdów składanych Matce Boga przy określonych okazjach, ale by było ono czymś stałym, habitualnym w naszym życiu, tak by stanowić habit, czyli stałe maryjne ukierunkowanie naszego życia chrześcijańskiego. „W ten sposób – przypominał św. Jan Paweł II – szkaplerz staje się znakiem przymierza i wzajemnej komunii pomiędzy Maryją i wiernymi”.

Słuchając tych słów delikatnie dotykam mego płóciennego szkaplerza. Noszę go już od  kilku lat. Tak - szkaplerz to dar i zobowiązanie! Jeżeli chcę żyć pełnią, muszę każdego dnia  współpracować z Tą, której się powierzyłam. Jej naśladowanie nie uwolni mnie od krzyży i doświadczeń, wprost przeciwnie, włączy w szczególny sposób w cierpienie Jej Syna, jednak taka postawa nada sens codzienności i podejmowanemu trudowi. Szkaplerz jest znakiem dźwigania codziennego życiowego krzyża i znakiem samego Krzyża Chrystusa. Bywa, że różni się kolorem, kształtem lub dodatkami, posiada jednak zawsze takie samo znaczenie duchowe i moralne (zależnie od tradycji w jakiej powstał). Oznacza: brzemię przykazań Bożych i znak obecności Boga, pancerz i zbroję cnót, jarzmo Krzyża Chrystusa, posłuszeństwa wierze i wezwania do świętości. Przyjąć szkaplerz, dać się nim ogarnąć znaczy tyle, co odnaleźć głębię trwania przy Chrystusie pod Krzyżem. Owo trwanie jest naśladowaniem Maryi stojącej pod Krzyżem...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Z zadumy nad szkaplerzem wytrąca mnie, szturchając lekko w bok, współuczestniczka wyjazdu. Przemieszczamy się,  podchodząc całą grupą bliżej obrazu MB Szkaplerznej. Jest on wzorowany na obrazie Matki Bożej Śnieżnej znajdującym się w bazylice S.Maria Maggiore w Rzymie.  Maryja przedstawiona jest tu frontalnie w 3/4 wielkości. Od dołu Jej postać wynurza się z obłoków. W lewej ręce podtrzymuje, jakby na tronie, małego Chrystusa. Wyraz twarzy  ma  poważny, zatroskany a Jej wielkie,  piwne oczy, przenikliwie spoglądają  na każdego, gdziekolwiek stanie. Cechami odróżniającymi obraz od innych jest siedmioramienna gwiazda na Jej ramieniu oraz zwisający w prawej ręce karmelitański szkaplerz, złożony z dwóch płatków z monogramami Jezusa i Maryi. Ten karmelitański szkaplerz przypomina zasadniczą rolę Maryi jako duchowej Matki ludzkości - "Oto Matka twoja" {J 19,27), którą ustawicznie spełnia aż do końca świata w ekonomii łaski. Rolę duchowego macierzyństwa Maryi w świecie współczesnym, przypomniał wszystkim po raz kolejny,  Sobór Watykański II w Dekrecie o apostolstwie świeckich: "Niech wszyscy z wielką pobożnością oddają Jej cześć i niech powierzają Jej macierzyńskiej opiece swoje życie i apostolstwo". Maryja jest Pośredniczką łaski Boga a Jej dar szkaplerza dostępny dla wszystkich ludzi dobrej woli, którzy przyjmując go, uczestniczą w jego przywileju i duchowym dziedzictwie Karmelu. Szkaplerz jest znakiem przynależności do Maryi i Jej oddania. "Ten kto go nosi — pisze Pius XII — przyznaje się otwarcie, że przynależy do Najśw. Maryi Panny" . Kto zaś do Niej należy nie może zginąć na wieki, zgodnie ze słowami Pisma św. "Kto mnie znajdzie, ten znajdzie życie i uzyska łaskę u Pana" (Prz 8,35).

Czas "nie goni" nas bardzo, mamy bowiem do odjazdu jeszcze ok. 2.5 godziny, musimy jednak opuścić okolice prezbiterium (za moment będzie się tu bowiem rozpoczynać msza św.). Udajemy się więc całą grupą do Kaplicy św. Rafała. Kaplicę zbudowano w latach 1981-1983. Obraz w ołtarzu głównym namalował Jerzy Kumala.  W prezbiterium kaplicy znajduje sie ołtarz w kształcie sarkofagu, ozdobiony scenami z życia św. Rafała, podpierany przez dwa odlane z brązu, klęczące anioły. W sarkofagu umieszczono jego doczesne szczątki. Przy tym ołtarzu często odprawiane są msze św. dla grup pielgrzymkowych albo rekolekcyjnych.


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kaplica jest piękna w swej prostocie. Dopełnieniem całości są  trzy duże obrazy wiszące na jej boku przedstawiające charakterystyczne momenty z życia św. Rafała Kalinowskiego  tj. udział w powstaniu styczniowym, w drodze na Syberię i w roli kierownika dusz. A postać to niezwykła! Szlachetnie urodzony, gruntownie wykształcony, wstąpił do wojska, by doskonalić zdobyte umiejętności. Niestety czas służby w mundurze, to także okres odejścia od kościoła, rezygnacja z sakramentów św., chwile związane z przeżywaniem rozterek wewnętrznych a także kłopoty ze swoją narodowością, służbą w wojsku rosyjskim i zdrowiem. W poszukiwaniu  sensu życia Józef  (bo tak właściwie brzmiało jego imię) zaczął   studiować dzieła filozoficzne i teologiczne. Intensywnie też w tym czasie pracował - czy to przy budowie kolei żelaznej Odessa-Kijów-Kursk czy to przy rozbudowie twierdzy Brześć. Czując, zbliżające się powstanie, poddał się nieoczekiwanie do dymisji, bo chciał służyć swoją wiedzą wojskową i umiejętnościami rodakom. Został więc członkiem Rządu Narodowego i objął  stanowisko ministra wojny w rejonie Wilna. Z racji pogarszającego się zdrowia zdecydował  się na wyjazd do Warszawy, gdzie chciał podjąć leczenie i nową pracę. Wspierany modlitwami matki i rodzeństwa, przeżył nawrócenie religijne, m.in. pod wpływem lektury "Wyznań" św. Augustyna. Wrócił  wówczas nie tylko do praktyk religijnych, ale przejawiał w nich szczególną gorliwość. Gdy wybuchło powstanie styczniowe, mając świadomość jego daremności, nie chcąc stać na uboczu, gdy naród walczy, przyłączył się do powstania. Sprzeciwił się niepotrzebnemu rozprzestrzenianiu się walk. Po jego upadku został aresztowany i osadzony w więzieniu.  Już wówczas, jak przekazują świadectwa ludzi z nim żyjących,  otaczała go atmosfera świętości. Wskutek interwencji krewnych i przyjaciół, a także z obawy, że po śmierci Polacy mogą uważać Kalinowskiego za męczennika i świętego, władze carskie zmieniają mu wyrok na dziesięcioletnią katorgę na Syberii. Tam, na wygnaniu,  oddziałuje na innych swą głęboką religijnością, niezwykłą wprost mocą ducha, cierpliwością i delikatnością. Jak może wspiera wszystkich dookoła dobrym słowem i modlitwą, czuwa przy chorych, pociesza, podtrzymuje nadzieję. Dzieli się z potrzebującymi nie tylko skromnymi dobrami materialnymi, ale również bogactwem duchowym. Katechizuje. Gdy kończy się zesłanie, wraca i zostaje wychowawcą młodego księcia Augusta Czartoryskiego (beatyfikowanego przez św. Jana Pawła II w 2003 r.). Mając 42 lata wstępuje do nowicjatu karmelitów a następnie po studiach teologicznych składa śluby zakonne i otrzymuje świecenia kapłańskie właśnie tu, w Czernej, by kilka miesięcy później zostać w tym miejscu przeorem. Jego działalność przyczynia się w znacznej mierze do odnowy Karmelu w Galicji. Zawsze jest rozmodlony i skupiony, gotowy do wyrzeczeń i umartwień. Każdego dnia wiele godzin spowiada, stąd nazywany bywa "ofiarą konfesjonału". Ma dar jednania grzeszników z Bogiem i przywracania spokoju sumienia ludziom dręczonym przez lęk i niepewność. Przeżyty w młodości kryzys wiary ułatwia mu zrozumienie błądzących i zbuntowanych przeciwko Bogu. Nikogo nie potępia. Zawsze pomaga. Zjednoczony z Bogiem jest człowiekiem modlitwy, posłusznym regułom zakonnym, gotowym do wyrzeczeń, postów i umartwień. Umiera 15 listopada 1907 roku w opinii świętości. Do jego grobu, od samego początku, pielgrzymują tłumy. Do chwały ołtarzy wynosi go papież Jan Paweł II: 22 czerwca 1983 roku w Krakowie przez beatyfikację, a 17 listopada 1991 roku w Rzymie dokonując uroczystej kanonizacji. Patrząc dziś  na daty możemy śmiało rzec, że Ojciec Święty dał Polakom św. Rafała u progu dziejów nowej Rzeczypospolitej jako patrona i orędownika, ukazującego swym życiem ogromne wartości duchowe, umysłowe, patriotyczne i etyczne.

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

Gdy pilotka opowiada nam historię życia świętego, zamkniętą w trzech obrazach opasujących ścianę tej małej kaplicy, rozmyślam nad swoim życiem. Czy wydarzenia codzienności  mnie zmieniają?  Czy potrafię je brać  "na ramiona"? Czy potrafię dawać, dzielić się, służyć? Czy potrafię przyjąć i okazać miłosierdzie, zwłaszcza tam gdzie jest najtrudniej? Jak przyjmuję niechciany ciężar bolesnych doświadczeń, który nierzadko rani, jednak dobrze  wykorzystany,  diametralnie zmienia swą wartość...? W tym miejscu przypomina mi się zasłyszane kiedyś myśli św. Rafała Kalinowskiego: "Każdy człowiek powinien być ambitny, ale ambicja jest tylko wtedy dobrym przymiotem, kiedy nosi w sobie zarodek ofiary z całej osobowości: jest szlachetna i wspaniałomyślna, kiedy dąży do celów szlachetnych i wspaniałomyślnych; jest zbrodnią, kiedy dąży wyłącznie do celu osobistego" ... dlatego "masz być żołnierzem Jezusa Chrystusa; nie żołnierzem, który szuka swojej przyjemności, lecz żołnierzem wiernym takiego Króla, który w pracy, w utrudzeniu, w cierpieniach przebył żywot swój.” Jakże mocne to słowa...

Żegnamy się z pilotką. Kończy się czas grupowego zwiedzania tego miejsca. Teraz każdy ma 1.5 godz. dla siebie i może go wykorzystać, jak chce. Żegnając się z nami opiekunka tego miejsca mówi, że będąc tu w czerneńskim klasztorze koniecznie trzeba jeszcze zobaczyć muzeum.  Składa się ono z czterech ekspozycji a główną osią narracji są w nim burzliwe dzieje klasztoru w Czernej – od jego eremickich początków, aż po dzień dzisiejszy. Część historyczna obejmuje eksponaty liturgiczne i przedmioty codziennego użytku, którymi posługiwali się kiedyś zakonnicy. Część misyjna natomiast gromadzi bogaty zbiór afrykańskiego rękodzieła i przedmiotów codziennego użytku z Rwandy i Burundi, gdzie karmelici bosi prowadzą misje. Jest także ekspozycja poświęcona św. Rafałowi Kalinowskiemu oraz kolekcja różnych zbiorów zgromadzonych przez br. Bernardyna Berkę. Postanawiam skorzystać z okazji, tym bardziej, że jest to nowy obiekt na mapie sanktuarium, powstał bowiem w listopadzie 2014 roku. Całość nie przypomina klasycznego wzorca. To jest muzeum fabuły, opowiada historię i odwołuje się do uczuć. Muzeum porusza obrazem i dźwiękiem, zmusza do myślenia, angażuje. Światło, kolor, rozmaitość materiałów i technik plastycznych budują klimat wystawy...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Najbardziej poruszają mnie unikatowe eksponaty po św. Rafale Kalinowskim, powstańcu i Sybiraku, ciekawe przedmioty codziennego użytku należące do dawnych mieszkańców eremu oraz nie pokazywana nigdy wcześniej korespondencja Jana Pawła II z o. Leonardem Kowalówką, przyjacielem i spowiednikiem Karola Wojtyły z czasów krakowskich. Ech ... zaczynam żałować, że pobyt mój jest tu tak krótki, że muszę dzielić czas, by móc poznać wszelkie atrakcje miejsca. Wszystko opowiada tu o pięknie i prostocie duchowości karmelitańskiej, o wyborze drogi życiowej opartej na ascezie i kontemplacji, o radości czerpanej z przebywania z Bogiem, o pokoju wewnętrznym płynącym z prymatu modlitwy, o sile służby i ofiary ...  i chciałabym się tym nasycić jeszcze więcej i więcej, lecz muszę iść dalej.

Opuszczam więc Dom Pielgrzyma gdzie mieści się muzeum karmelitańskie i wracam pod ścianę głównego budynku klasztornego, by stąd udać się śladem rzeźb Alfred Kotowskiego na czerneńską Drogę Krzyżową. Powstała w latach 1986-1990 dla upamiętnienia fundacji karmelitańskiej pustelni przed 350 laty. Dziś stanowi piękne dopełnienie terenu klasztornego,  gdzie piękno przyrody łączy się bezpośrednio z miejscem modlitwy. Nie dziwi więc fakt, że na zboczu wzgórza, wznoszącym się przed kościołem, usytuowano  ołtarz polowy,  nad którym od r.2005 zlokalizowano punkt widokowy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ostatnie minuty w Czernej spędzam, siedząc na murku przed kościołem, gdzie znajduje się plac z pomnikiem  Eliasza oraz źródełko w kształcie serca z rzeźbą kruka, który według Biblii przynosił mu pożywienie. Pierwszą w tym miejscu kapliczkę  z obrazem proroka Eliasza zbudowano już w roku 1848 i miała ona  przypominać brzegi potoku Kerit, gdzie dawno temu mieszkał święty. Czy jest to zgodne z prawdą, nie wiem. Wiem natomiast że postać  ta od zawsze mnie intrygowała. Bo jak nie zafascynować się historią  Eliasza - proroka znikąd, który miał odwagę stawać naprzeciw swoim wrogom, który czerpał siłę od Tego, który przychodził w ogniu i ciszy, a przezwyciężając swoją niemoc odkrył wreszcie swoją tożsamość...

W dziejach Izraela wielkie znaczenie mieli prorocy, ich nauczanie, przepowiadanie i czyny. Bezsprzecznie jednym z największych był właśnie Eliasz. Już samo jego imię streszcza program życia: Eliasz oznacza bowiem  "Pan jest moim Bogiem". Zjawia się na kartach Biblii nagle. Opowiadanie o jego wejściu w historię Izraela nie zostało, jak innych bohaterów Starego Testamentu, przygotowane, nie znamy chociażby imienia jego ojca, elementu tak ważnego dla identyfikacji osoby. Co istotne, jest on postacią charyzmatyczną, ale nie dynastyczną, w odróżnieniu od króla czy kapłana, jest wzbudzony przez Boga, a jego przeszłość, podobnie jak jego pochodzenie według ciała, nie mają w ogóle żadnego znaczenia. Eliasz pojawia się nagle, prawie znikąd, i równie nagle znika. Istnieje jedynie po to, by wejść w relację z Bogiem, by doprowadzić do nawrócenia, by wywołać w ludzie uznanie Pana jako jedynego Boga. Pełniąc swą misję pełen jest zwykłych, ludzkich odruchów. Czyni rzeczy wielkie (przywraca do życia/wskrzesza  syna pewnej wdowy, która mu udzieliła gościny), ale też ulega emocjom, gdy mówi o swoim zmęczeniu i trwodze, gdy ucieka na pustynię drżąc przed usiłującą go zabić królową Izebel.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

Apogeum jego działalności dotyczy Góry Karmel, gdzie ukazuje w całej swej mocy pośrednictwo, gdy przed zgromadzonym Izraelem modli się do Boga, aby Ten objawił i nawrócił serce ludu. W całej Biblii nie ma chyba innej sceny tak wyraźnie przedstawiającej walki między siłami dobra i zła, między prawdą a fałszem. Eliasz bezpośrednio, bez żadnej wymówki czy szukania rozwiązań pośrednich, stawia lud w obliczu konieczności dokonania wyboru -  i co więcej, pomaga mu tego wyboru dokonać - wskazując znak, którym będzie przyjęcie ofiary (spalenie jej poprzez ogień z nieba). To scena finałowa konfrontacji pomiędzy prorokiem a zwolennikami Baala, między dwoma, całkowicie różnymi, sposobami zwracania się do Boga i modlitwy. Prorocy Baala odwołują się do siebie, chcąc zmusić swego bożka do udzielenia odpowiedzi, oszukują siebie i innych twierdząc, że można podporządkować go własnej woli. Eliasz zaś przyjmuje postawę diametralnie odmienną, prosi swój lud o wspólną modlitwę, chce stać się współuczestnikiem prośby. Wszelkie  gesty proroka mają znaczenie wręcz liturgiczne: ołtarz, jako miejsce święte, wskazujące obecność Boga czy 12 kamieni, reprezentujące wszystkie pokolenia Izrael. Słowa modlitwy Eliasza są pełne symboliki i wiary. I Bóg czyni cud. Ba! Czyni go jakby z naddatkiem. Spadający z nieba ogień trawi nie tylko żertwę, ale i drwa, kamienie, muł oraz wodę z rzeki. Już nikt nie może mieć wątpliwości, kto jest prawdziwym Bogiem.

Szkoda że dziś tak mało osób pamięta tę scenę ze Starego Testamentu, usuwając priorytet pierwszego przykazania.... i gubi się, zapominając prawdę, że natura nie znosi próżni. Gdy znika z serca Bóg, tam zaczynają rodzić się bożki. Dlatego brakuje dziś wszelkiego rodzaju bałwochwalstwa, nihilizmu czy niewłaściwego liczenia na doczesne możliwości, siłę własną....

Mimo wielkiego znaku Eliasz nie ustrzega się dramatycznego doświadczenia własnej słabości i wizji bankructwa swej misji. Tuż po „rozprawieniu się” z kapłanami Baala, zamiast świętować zwycięstwo i przywracać religijny ład w kraju, w pośpiechu ucieka przed gniewem Izebel, która po zorientowaniu się co do przebiegu „konfrontacji” kultów, rzuca prorokowi wyzwanie: "Chociaż ty jesteś Eliasz, to jednak ja jestem Izebel!", stąd ucieka na pustynię i zrozpaczony prosi o śmierć. Przeżywa tu swoją drogę, podczas której musi odnowić łaskę przymierza i nauczyć się nowej prawdy o Bogu. " W tej właśnie chwili, gdy Eliasz porzuca swą wielkość, gdy nie wierzy już, że jest w stanie sam odbudować Boże królestwo, Bóg  wskazuje mu nowa drogę. Albowiem teraz Bóg może i musi działać sam. Ucieczka przeradza się w drogę wiary" (Benedykt XVI). Tak - aby odkryć drogę ufności, należy odsłonić tajemnicę własnej słabości!  Słabość ta, to nie tylko doświadczenie własnej bezradności czy bezsilności, ale i cierpliwe znoszenie słabości innych. To doświadczenie wewnętrznego ubóstwa, które przyciąga piękno Boga! Stąd spotkanie na pustyni tak bardzo zmienia Eliasza. Świadomość ubóstwa ukazuje mu darmowość daru, co z kolei umożliwia mu pełne otwarcie się na Boga.

Tak!. Eliasz to postać niezwykła. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że w pewien sposób nam, współcześnie wierzącym  podobna.... bo jego żarliwość, powołanie, pragnienie życia w obecności Boga nie jest przecież obca wielu z nas. Szedł drogą wiary, zmagając się o autentyczność swego powołania. Był człowiekiem modlitwy, chociaż przeżywał  kryzysy wiary i samotności. Żył w świecie, który nie chciał należeć do Boga  i bronił religii jako  ofiary dla Boga, a nie sposobu na szukanie własnych korzyści....

Mój czas pobytu w tym miejscu dobiega końca. Patrząc jeszcze raz na figurę proroka Eliasza w tej czerneńskiej grocie, który wznosi ku niebu swą prawicę, wyrażam swą modlitwę: Oby  nie brakło każdemu z nas wytrwałości wiary wynikającej ze świadomości, że żyjemy w obecności Boga, bo tylko takie życie, takie trwanie, prowadzi do zjednoczenia z Nim w miłości !

Maj 2016

Małgorzata Głowackaj Szkaplerznej to jeden z większych ośrodków pielgrzymkowych w północnej Małopolsce. Jest uroczo położony w sąsiedztwie parku krajobrazowego Dolinek Krakowskich, gdzie otulają go jurajskie skały i wąwozy, skrywające  do dziś liczne ruiny dawnych zabudowań pustelniczych. Pełno tu też dolin, potoków, jaskiń czy strumieni.

Historia klasztoru Karmelitów Bosych w Czernej jest długa i sięga początków XVII wieku. W 1625 roku wojewodzina krakowska Agnieszka Firlejowa ufundowała dla ojców Karmelitów erem, czyli pustelnię. Wkrótce w Czernej stanął również kościół, który został objęty klauzurą, co znaczy stał miejscem niedostępnym dla wiernych. Wszystko zmieniło się w połowie XIX wieku, wraz z rozwojem kultu Matki Bożej Szkaplerznej. Wówczas to zlikwidowano klauzurę i udostępniono kościół wiernym a szczególnego znaczenia nabrał obraz MB Szkaplerznej, pochodzący z połowy XVIII wieku. Karmelici rozpoczęli szerzyć jej kult poprzez nabożeństwa szkaplerzne i nabożeństwa różańcowe. Rozwojowi kultu sprzyjało też ogłoszenie przez papieża w połowie XIX wieku dogmatu o Niepokalanym Poczęciu NMP  a później wiadomości o objawieniach w Lourdes.

Klasztor ma plan czworoboku, w którego centrum znajduje się kościół, a do zabudowań przylega cmentarz. Kompleks znajduje się w Dolinie Eliaszówki a wokół otacza go rezerwat przyrody Dolina Eliaszówki. Usytuowany  na stoku wzgórza o wysokości 430 m n.p.m.  jest porośnięty lasem, w którym znajdują się pozostałości po dawnych zabudowaniach klasztornych. Cały teren ma powierzchnie 80 ha i kiedyś był otoczony murem o długości ponad 4 km i wysokości 2,5 m. Do dziś zachowały się ruiny tych murów. Wzniesiono także 12 domków pustelniczych, z których tylko 4 zostawiły ślady. Jeden z nich, zwany pustelnią św. Agnieszki, został odbudowany w 1966. Zachowały się także ruiny Mostu Pustelniczego, zwanego Diabelskim Mostem. Na stoku wzgórza wzniesiono w latach 1986-1990 stacje drogi krzyżowej z rzeźbami Alfreda Kotowskiego. Studnia, znajdująca się na klasztornym podwórku, została wykuta w litej skale w latach 1644-1651. Jej głębokość wynosi 21,5 m, a średnica 2 m. Studnia obudowana jest późniejszą kopułą, krytą gontem i wspieraną przez osiem kolumn. Przy leśnych ścieżkach znajdują się zagłębienia w ziemi, po zasypanych sztolniach wydobywczych rudy galmanu z przełomu XIX i XX w.

Tyle suchego opisu miejsca, który poznałam gdy dojechaliśmy autokarem do Czernej od strony Krzeszowic.  Po minięciu krętej drogi wijącej się wzdłuż potoku, przy którym w ten piękny, słoneczny, majowy dzień, baraszkowało kilkanaście osób,  wjechaliśmy  na drogę prowadzącą do klasztoru, by po kilku zaledwie minutach zaparkować  tuż obok obszernego, przyklasztornego dziedzińca. Ponieważ grupa wcześniej została zgłoszona, oczekiwaliśmy na miejscowego przewodnika, który oprowadzi i przybliży nam sanktuarium. Mimo  wzmożonego ponoć  ruchu pielgrzymkowego w tym miejscu, w to niedzielne popołudnie,  byliśmy jedyną zorganizowaną grupą pielgrzymów. Sporo natomiast było pielgrzymów/turystów indywidualnych, którzy to nawiedzili klasztor udając się tu z okolicznych wiosek na  spacer, bądź przybyli na mszę św. prywatnymi autami czy komunikacją PKS.

Pierwszym co poznajemy w sanktuarium to kościół św. Eliasza. Wejście do niego łatwo przeoczyć, gdyż są to po prostu kolejne drzwi w klasztornym budynku. Idąc długim korytarzem, mijamy dwie kaplice: św. Rafała i św. Jana od Krzyża, które jak się okazuje będziemy zwiedzać później. Kościół - jak zauważam - wzniesiony został na planie krzyża łacińskiego w stylu wczesnobarokowym. W jego wnętrzu  dominuje czerń i biel, czyli kolory Karmelu. Większość zdobień - ołtarza, posadzki czy świeczników oraz portalu, prowadzącego do kościoła - wykonana jest z czarnego marmuru dębnickiego. Wydaje mi się,  że spotkałam   już kiedyś  ten krystaliczny, czarny wapień. Próbuję skojarzyć miejsca....  Tak ! Na pewno widziałam go w krakowskim kościele dominikanów, na Wawelu czy w kościele Mariackim.

Idziemy dalej. Przy wejściu do kościoła, obok progu, znajduje się płyta nagrobna  skrywająca miejsce spoczynku fundatorki klasztoru. Pochowano ją w tym miejscu zgodnie z jej życzeniem.  By móc dostać się pod ołtarz główny, każdy odwiedzający to miejsce musi po niej przejść. W kościele łatwo zauważyć trzy rzeczy:  w ołtarzu głównym duży obraz olejny przedstawiający proroka Eliasza z aniołem pędzla Dolabelli (nadwornego malarza króla Władysława IV), po lewej stronie łaskami słynący obraz MB Szkaplerznej pędzla Gołębiowskiego oraz wszechobecny, cudowny, czarny, marmur dębnicki, z którego wykonano portal oraz ołtarz boczny (na prawo od prezbiterium)  z przepięknie zdobionym, jakby koronkowym,  antependium.

Ponieważ dla zdecydowanej większości osób z mojej grupy pielgrzymkowej słowa: Karmel, karmelici czy szkaplerz nic nie mówiły, miejscowa pilotka, po rozsadzeniu nas w kościelnych ławach, skupiła się na przybliżeniu ich znaczenia. Historycznie patrząc Karmel to nadmorskie pasmo górskie rozciągające się nad Morzem Śródziemnym w północnej części Izraela. Wznosi się na wysokość 546 metrów n.p.m. nad Zatoką Hajfy i rozciąga się na długości 39 km w kierunku południowo-wschodnim. Góra Karmel odgrywa wyjątkową rolę religijną i jest uznawana za świętą przez Żydów, chrześcijan, muzułmanów i innych. To tu prorok Eliasz zobaczył na jej zboczach obłoczek (1 Krl 18,42-45) który interpretujemy jako proroctwo o Maryi - tak jak obłok przyniósł deszcz po suszy, tak Maryja przyniosła światu Zbawiciela. Założony w XIII wieku maryjny Zakon Matki Bożej z Góry Karmel nawiązywał właśnie do tej właśnie tradycji i tych wydarzeń.

Datą szczególną w historii zakonu pozostała noc z 15 na 16 lipca 1251 r., kiedy to wielki czciciel Maryi, św. Szymon Stock, szósty przełożony generalny zakonu karmelitów, ujrzał Matkę Bożą w otoczeniu Aniołów. Podała mu Ona wtedy brązową szatę, wypowiadając jednocześnie słowa: "Przyjmij, synu, szkaplerz twego zakonu, jako znak mego braterstwa, przywilej dla ciebie i wszystkich karmelitów. Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego. Oto znak zbawienia, ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i wiecznego zobowiązania".  Słowo szkaplerz pochodzi od łacińskiego scapulae, czyli ramiona i oznacza szatę kształtem przypominającą ornat rzymski, złożoną z dwóch sięgających do stóp płatów sukna z wycięciem na głowę, z  których jeden opada na piersi, a drugi na plecy. W tradycji monastycznej stał się częścią habitu, służącą początkowo jako ochrona habitu (tak jak fartuch) w czasie pracy, a potem wyrażającą więź z Maryją.  Szkaplerz przystosowany do użytku wiernych świeckich złożony jest z dwóch prostokątnych wycinków brązowego sukna wełnianego połączonych dwoma tasiemkami lub sznurkami. Wymiary płatków mogą być dowolne. Jest on niejako zminimalizowanym habitem.

Dar szkaplerza rozpowszechnił się szybko w całej rodzinie zakonnej, a z czasem również i w świecie. W XIV wieku Maryja objawiła się papieżowi Janowi XXII, polecając mu w opiekę "Jej zakon" karmelitański. Obiecała wówczas obfite łaski i zbawienie osobom należącym do zakonu i wiernie wypełniającym śluby. Obiecała również wszystkim, którzy będą nosić szkaplerz, że wybawi ich z czyśćca w pierwszą sobotę po ich śmierci. Dodać tu należy, że cały szereg papieży wypowiadał się z pochwałami o tej formie czci Najświętszej Maryi,  wyposażając to nabożeństwo licznymi odpustami.

Teologię i duchowość szkaplerzną propagował także nasz św.Jan Paweł II (który sam szkaplerz nosił od dzieciństwa), by zacytować tu tylko kilka z jego wypowiedzi: „szkaplerz jest przewodnikiem czułej i synowskiej pobożności maryjnej, poprzez który czciciele Maryi (...) wyrażają pragnienie kształtowania swojego życia w oparciu o Jej przykład jako Matki, Opiekunki, Siostry, Przeczystej Dziewicy, przyjmując z czystym sercem Słowo Boże i oddając się służbie braciom”. Papież wielokrotnie przypomniał  wszystkim, że „przyjmujący szkaplerz zostają włączeni lub stowarzyszeni w mniej lub więcej ścisłym stopniu z Zakonem Karmelu, poświęconym służbie Matki Najświętszej (…), aby doświadczać słodkiej i macierzyńskiej obecności Maryi w codziennym trudzie, by wewnętrznie się przyoblekać w Jezusa Chrystusa i ukazywać Jego życie w samych sobie dla dobra Kościoła i całej ludzkości”.

Trzeba pamiętać, że znak szkaplerza przywołuje dwie prawdy. Z jednej strony mówi on o ustawicznej opiece Najświętszej Maryi Panny „i to nie tylko na drodze życia, ale także w chwili przejścia ku pełni wiecznej chwały” (w czym możemy dostrzec aluzję do tzw. przywileju sobotniego), a z drugiej strony, pozostając ustawicznie na naszych barkach, przypomina i zobowiązuje do tego, by nasze maryjne nabożeństwo nie ograniczało się jedynie do modlitw i hołdów składanych Matce Boga przy określonych okazjach, ale by było ono czymś stałym, habitualnym w naszym życiu, tak by stanowić habit, czyli stałe maryjne ukierunkowanie naszego życia chrześcijańskiego. „W ten sposób – przypominał św. Jan Paweł II – szkaplerz staje się znakiem przymierza i wzajemnej komunii pomiędzy Maryją i wiernymi”.

Słuchając tych słów delikatnie dotykam mego płóciennego szkaplerza. Noszę go już od  kilku lat. Tak - szkaplerz to dar i zobowiązanie! Jeżeli chcę żyć pełnią, muszę każdego dnia  współpracować z Tą, której się powierzyłam. Jej naśladowanie nie uwolni mnie od krzyży i doświadczeń, wprost przeciwnie, włączy w szczególny sposób w cierpienie Jej Syna, jednak taka postawa nada sens codzienności i podejmowanemu trudowi. Szkaplerz jest znakiem dźwigania codziennego życiowego krzyża i znakiem samego Krzyża Chrystusa. Bywa, że różni się kolorem, kształtem lub dodatkami, posiada jednak zawsze takie samo znaczenie duchowe i moralne (zależnie od tradycji w jakiej powstał). Oznacza: brzemię przykazań Bożych i znak obecności Boga, pancerz i zbroję cnót, jarzmo Krzyża Chrystusa, posłuszeństwa wierze i wezwania do świętości. Przyjąć szkaplerz, dać się nim ogarnąć znaczy tyle, co odnaleźć głębię trwania przy Chrystusie pod Krzyżem. Owo trwanie jest naśladowaniem Maryi stojącej pod Krzyżem...

 

Z zadumy nad szkaplerzem wytrąca mnie, szturchając lekko w bok, współuczestniczka wyjazdu. Przemieszczamy się,  podchodząc całą grupą bliżej obrazu MB Szkaplerznej. Jest on wzorowany na obrazie Matki Bożej Śnieżnej znajdującym się w bazylice S.Maria Maggiore w Rzymie.  Maryja przedstawiona jest tu frontalnie w 3/4 wielkości. Od dołu Jej postać wynurza się z obłoków. W lewej ręce podtrzymuje, jakby na tronie, małego Chrystusa. Wyraz twarzy  ma  poważny, zatroskany a Jej wielkie,  piwne oczy, przenikliwie spoglądają  na każdego, gdziekolwiek stanie. Cechami odróżniającymi obraz od innych jest siedmioramienna gwiazda na Jej ramieniu oraz zwisający w prawej ręce karmelitański szkaplerz, złożony z dwóch płatków z monogramami Jezusa i Maryi. Ten karmelitański szkaplerz przypomina zasadniczą rolę Maryi jako duchowej Matki ludzkości - "Oto Matka twoja" {J 19,27), którą ustawicznie spełnia aż do końca świata w ekonomii łaski. Rolę duchowego macierzyństwa Maryi w świecie współczesnym, przypomniał wszystkim po raz kolejny,  Sobór Watykański II w Dekrecie o apostolstwie świeckich: "Niech wszyscy z wielką pobożnością oddają Jej cześć i niech powierzają Jej macierzyńskiej opiece swoje życie i apostolstwo". Maryja jest Pośredniczką łaski Boga a Jej dar szkaplerza dostępny dla wszystkich ludzi dobrej woli, którzy przyjmując go, uczestniczą w jego przywileju i duchowym dziedzictwie Karmelu. Szkaplerz jest znakiem przynależności do Maryi i Jej oddania. "Ten kto go nosi — pisze Pius XII — przyznaje się otwarcie, że przynależy do Najśw. Maryi Panny" . Kto zaś do Niej należy nie może zginąć na wieki, zgodnie ze słowami Pisma św. "Kto mnie znajdzie, ten znajdzie życie i uzyska łaskę u Pana" (Prz 8,35).

Czas "nie goni" nas bardzo, mamy bowiem do odjazdu jeszcze ok. 2.5 godziny, musimy jednak opuścić okolice prezbiterium (za moment będzie się tu bowiem rozpoczynać msza św.). Udajemy się więc całą grupą do Kaplicy św. Rafała. Kaplicę zbudowano w latach 1981-1983. Obraz w ołtarzu głównym namalował Jerzy Kumala.  W prezbiterium kaplicy znajduje sie ołtarz w kształcie sarkofagu, ozdobiony scenami z życia św. Rafała, podpierany przez dwa odlane z brązu, klęczące anioły. W sarkofagu umieszczono jego doczesne szczątki. Przy tym ołtarzu często odprawiane są msze św. dla grup pielgrzymkowych albo rekolekcyjnych.

Kaplica jest piękna w swej prostocie. Dopełnieniem całości są  trzy duże obrazy wiszące na jej boku przedstawiające charakterystyczne momenty z życia św. Rafała Kalinowskiego  tj. udział w powstaniu styczniowym, w drodze na Syberię i w roli kierownika dusz. A postać to niezwykła! Szlachetnie urodzony, gruntownie wykształcony, wstąpił do wojska, by doskonalić zdobyte umiejętności. Niestety czas służby w mundurze, to także okres odejścia od kościoła, rezygnacja z sakramentów św., chwile związane z przeżywaniem rozterek wewnętrznych a także kłopoty ze swoją narodowością, służbą w wojsku rosyjskim i zdrowiem. W poszukiwaniu  sensu życia Józef  (bo tak właściwie brzmiało jego imię) zaczął   studiować dzieła filozoficzne i teologiczne. Intensywnie też w tym czasie pracował - czy to przy budowie kolei żelaznej Odessa-Kijów-Kursk czy to przy rozbudowie twierdzy Brześć. Czując, zbliżające się powstanie, poddał się nieoczekiwanie do dymisji, bo chciał służyć swoją wiedzą wojskową i umiejętnościami rodakom. Został więc członkiem Rządu Narodowego i objął  stanowisko ministra wojny w rejonie Wilna. Z racji pogarszającego się zdrowia zdecydował  się na wyjazd do Warszawy, gdzie chciał podjąć leczenie i nową pracę. Wspierany modlitwami matki i rodzeństwa, przeżył nawrócenie religijne, m.in. pod wpływem lektury "Wyznań" św. Augustyna. Wrócił  wówczas nie tylko do praktyk religijnych, ale przejawiał w nich szczególną gorliwość. Gdy wybuchło powstanie styczniowe, mając świadomość jego daremności, nie chcąc stać na uboczu, gdy naród walczy, przyłączył się do powstania. Sprzeciwił się niepotrzebnemu rozprzestrzenianiu się walk. Po jego upadku został aresztowany i osadzony w więzieniu.  Już wówczas, jak przekazują świadectwa ludzi z nim żyjących,  otaczała go atmosfera świętości. Wskutek interwencji krewnych i przyjaciół, a także z obawy, że po śmierci Polacy mogą uważać Kalinowskiego za męczennika i świętego, władze carskie zmieniają mu wyrok na dziesięcioletnią katorgę na Syberii. Tam, na wygnaniu,  oddziałuje na innych swą głęboką religijnością, niezwykłą wprost mocą ducha, cierpliwością i delikatnością. Jak może wspiera wszystkich dookoła dobrym słowem i modlitwą, czuwa przy chorych, pociesza, podtrzymuje nadzieję. Dzieli się z potrzebującymi nie tylko skromnymi dobrami materialnymi, ale również bogactwem duchowym. Katechizuje. Gdy kończy się zesłanie, wraca i zostaje wychowawcą młodego księcia Augusta Czartoryskiego (beatyfikowanego przez św. Jana Pawła II w 2003 r.). Mając 42 lata wstępuje do nowicjatu karmelitów a następnie po studiach teologicznych składa śluby zakonne i otrzymuje świecenia kapłańskie właśnie tu, w Czernej, by kilka miesięcy później zostać w tym miejscu przeorem. Jego działalność przyczynia się w znacznej mierze do odnowy Karmelu w Galicji. Zawsze jest rozmodlony i skupiony, gotowy do wyrzeczeń i umartwień. Każdego dnia wiele godzin spowiada, stąd nazywany bywa "ofiarą konfesjonału". Ma dar jednania grzeszników z Bogiem i przywracania spokoju sumienia ludziom dręczonym przez lęk i niepewność. Przeżyty w młodości kryzys wiary ułatwia mu zrozumienie błądzących i zbuntowanych przeciwko Bogu. Nikogo nie potępia. Zawsze pomaga. Zjednoczony z Bogiem jest człowiekiem modlitwy, posłusznym regułom zakonnym, gotowym do wyrzeczeń, postów i umartwień. Umiera 15 listopada 1907 roku w opinii świętości. Do jego grobu, od samego początku, pielgrzymują tłumy. Do chwały ołtarzy wynosi go papież Jan Paweł II: 22 czerwca 1983 roku w Krakowie przez beatyfikację, a 17 listopada 1991 roku w Rzymie dokonując uroczystej kanonizacji. Patrząc dziś  na daty możemy śmiało rzec, że Ojciec Święty dał Polakom św. Rafała u progu dziejów nowej Rzeczypospolitej jako patrona i orędownika, ukazującego swym życiem ogromne wartości duchowe, umysłowe, patriotyczne i etyczne.

Gdy pilotka opowiada nam historię życia świętego, zamkniętą w trzech obrazach opasujących ścianę tej małej kaplicy, rozmyślam nad swoim życiem. Czy wydarzenia codzienności  mnie zmieniają?  Czy potrafię je brać  "na ramiona"? Czy potrafię dawać, dzielić się, służyć? Czy potrafię przyjąć i okazać miłosierdzie, zwłaszcza tam gdzie jest najtrudniej? Jak przyjmuję niechciany ciężar bolesnych doświadczeń, który nierzadko rani, jednak dobrze  wykorzystany,  diametralnie zmienia swą wartość...? W tym miejscu przypomina mi się zasłyszane kiedyś myśli św. Rafała Kalinowskiego: "Każdy człowiek powinien być ambitny, ale ambicja jest tylko wtedy dobrym przymiotem, kiedy nosi w sobie zarodek ofiary z całej osobowości: jest szlachetna i wspaniałomyślna, kiedy dąży do celów szlachetnych i wspaniałomyślnych; jest zbrodnią, kiedy dąży wyłącznie do celu osobistego" ... dlatego "masz być żołnierzem Jezusa Chrystusa; nie żołnierzem, który szuka swojej przyjemności, lecz żołnierzem wiernym takiego Króla, który w pracy, w utrudzeniu, w cierpieniach przebył żywot swój.” Jakże mocne to słowa...

Żegnamy się z pilotką. Kończy się czas grupowego zwiedzania tego miejsca. Teraz każdy ma 1.5 godz. dla siebie i może go wykorzystać, jak chce. Żegnając się z nami opiekunka tego miejsca mówi, że będąc tu w czerneńskim klasztorze koniecznie trzeba jeszcze zobaczyć muzeum.  Składa się ono z czterech ekspozycji a główną osią narracji są w nim burzliwe dzieje klasztoru w Czernej – od jego eremickich początków, aż po dzień dzisiejszy. Część historyczna obejmuje eksponaty liturgiczne i przedmioty codziennego użytku, którymi posługiwali się kiedyś zakonnicy. Część misyjna natomiast gromadzi bogaty zbiór afrykańskiego rękodzieła i przedmiotów codziennego użytku z Rwandy i Burundi, gdzie karmelici bosi prowadzą misje. Jest także ekspozycja poświęcona św. Rafałowi Kalinowskiemu oraz kolekcja różnych zbiorów zgromadzonych przez br. Bernardyna Berkę. Postanawiam skorzystać z okazji, tym bardziej, że jest to nowy obiekt na mapie sanktuarium, powstał bowiem w listopadzie 2014 roku. Całość nie przypomina klasycznego wzorca. To jest muzeum fabuły, opowiada historię i odwołuje się do uczuć. Muzeum porusza obrazem i dźwiękiem, zmusza do myślenia, angażuje. Światło, kolor, rozmaitość materiałów i technik plastycznych budują klimat wystawy...

Najbardziej poruszają mnie unikatowe eksponaty po św. Rafale Kalinowskim, powstańcu i Sybiraku, ciekawe przedmioty codziennego użytku należące do dawnych mieszkańców eremu oraz nie pokazywana nigdy wcześniej korespondencja Jana Pawła II z o. Leonardem Kowalówką, przyjacielem i spowiednikiem Karola Wojtyły z czasów krakowskich. Ech ... zaczynam żałować, że pobyt mój jest tu tak krótki, że muszę dzielić czas, by móc poznać wszelkie atrakcje miejsca. Wszystko opowiada tu o pięknie i prostocie duchowości karmelitańskiej, o wyborze drogi życiowej opartej na ascezie i kontemplacji, o radości czerpanej z przebywania z Bogiem, o pokoju wewnętrznym płynącym z prymatu modlitwy, o sile służby i ofiary ...  i chciałabym się tym nasycić jeszcze więcej i więcej, lecz muszę iść dalej.

Opuszczam więc Dom Pielgrzyma gdzie mieści się muzeum karmelitańskie i wracam pod ścianę głównego budynku klasztornego, by stąd udać się śladem rzeźb Alfred Kotowskiego na czerneńską Drogę Krzyżową. Powstała w latach 1986-1990 dla upamiętnienia fundacji karmelitańskiej pustelni przed 350 laty. Dziś stanowi piękne dopełnienie terenu klasztornego,  gdzie piękno przyrody łączy się bezpośrednio z miejscem modlitwy. Nie dziwi więc fakt, że na zboczu wzgórza, wznoszącym się przed kościołem, usytuowano  ołtarz polowy,  nad którym od r.2005 zlokalizowano punkt widokowy.

Ostatnie minuty w Czernej spędzam, siedząc na murku przed kościołem, gdzie znajduje się plac z pomnikiem  Eliasza oraz źródełko w kształcie serca z rzeźbą kruka, który według Biblii przynosił mu pożywienie. Pierwszą w tym miejscu kapliczkę  z obrazem proroka Eliasza zbudowano już w roku 1848 i miała ona  przypominać brzegi potoku Kerit, gdzie dawno temu mieszkał święty. Czy jest to zgodne z prawdą, nie wiem. Wiem natomiast że postać  ta od zawsze mnie intrygowała. Bo jak nie zafascynować się historią  Eliasza - proroka znikąd, który miał odwagę stawać naprzeciw swoim wrogom, który czerpał siłę od Tego, który przychodził w ogniu i ciszy, a przezwyciężając swoją niemoc odkrył wreszcie swoją tożsamość...

W dziejach Izraela wielkie znaczenie mieli prorocy, ich nauczanie, przepowiadanie i czyny. Bezsprzecznie jednym z największych był właśnie Eliasz. Już samo jego imię streszcza program życia: Eliasz oznacza bowiem  "Pan jest moim Bogiem". Zjawia się na kartach Biblii nagle. Opowiadanie o jego wejściu w historię Izraela nie zostało, jak innych bohaterów Starego Testamentu, przygotowane, nie znamy chociażby imienia jego ojca, elementu tak ważnego dla identyfikacji osoby. Co istotne, jest on postacią charyzmatyczną, ale nie dynastyczną, w odróżnieniu od króla czy kapłana, jest wzbudzony przez Boga, a jego przeszłość, podobnie jak jego pochodzenie według ciała, nie mają w ogóle żadnego znaczenia. Eliasz pojawia się nagle, prawie znikąd, i równie nagle znika. Istnieje jedynie po to, by wejść w relację z Bogiem, by doprowadzić do nawrócenia, by wywołać w ludzie uznanie Pana jako jedynego Boga. Pełniąc swą misję pełen jest zwykłych, ludzkich odruchów. Czyni rzeczy wielkie (przywraca do życia/wskrzesza  syna pewnej wdowy, która mu udzieliła gościny), ale też ulega emocjom, gdy mówi o swoim zmęczeniu i trwodze, gdy ucieka na pustynię drżąc przed usiłującą go zabić królową Izebel.

Apogeum jego działalności dotyczy Góry Karmel, gdzie ukazuje w całej swej mocy pośrednictwo, gdy przed zgromadzonym Izraelem modli się do Boga, aby Ten objawił i nawrócił serce ludu. W całej Biblii nie ma chyba innej sceny tak wyraźnie przedstawiającej walki między siłami dobra i zła, między prawdą a fałszem. Eliasz bezpośrednio, bez żadnej wymówki czy szukania rozwiązań pośrednich, stawia lud w obliczu konieczności dokonania wyboru -  i co więcej, pomaga mu tego wyboru dokonać - wskazując znak, którym będzie przyjęcie ofiary (spalenie jej poprzez ogień z nieba). To scena finałowa konfrontacji pomiędzy prorokiem a zwolennikami Baala, między dwoma, całkowicie różnymi, sposobami zwracania się do Boga i modlitwy. Prorocy Baala odwołują się do siebie, chcąc zmusić swego bożka do udzielenia odpowiedzi, oszukują siebie i innych twierdząc, że można podporządkować go własnej woli. Eliasz zaś przyjmuje postawę diametralnie odmienną, prosi swój lud o wspólną modlitwę, chce stać się współuczestnikiem prośby. Wszelkie  gesty proroka mają znaczenie wręcz liturgiczne: ołtarz, jako miejsce święte, wskazujące obecność Boga czy 12 kamieni, reprezentujące wszystkie pokolenia Izrael. Słowa modlitwy Eliasza są pełne symboliki i wiary. I Bóg czyni cud. Ba! Czyni go jakby z naddatkiem. Spadający z nieba ogień trawi nie tylko żertwę, ale i drwa, kamienie, muł oraz wodę z rzeki. Już nikt nie może mieć wątpliwości, kto jest prawdziwym Bogiem.

Szkoda że dziś tak mało osób pamięta tę scenę ze Starego Testamentu, usuwając priorytet pierwszego przykazania.... i gubi się, zapominając prawdę, że natura nie znosi próżni. Gdy znika z serca Bóg, tam zaczynają rodzić się bożki. Dlatego brakuje dziś wszelkiego rodzaju bałwochwalstwa, nihilizmu czy niewłaściwego liczenia na doczesne możliwości, siłę własną....

Mimo wielkiego znaku Eliasz nie ustrzega się dramatycznego doświadczenia własnej słabości i wizji bankructwa swej misji. Tuż po „rozprawieniu się” z kapłanami Baala, zamiast świętować zwycięstwo i przywracać religijny ład w kraju, w pośpiechu ucieka przed gniewem Izebel, która po zorientowaniu się co do przebiegu „konfrontacji” kultów, rzuca prorokowi wyzwanie: "Chociaż ty jesteś Eliasz, to jednak ja jestem Izebel!", stąd ucieka na pustynię i zrozpaczony prosi o śmierć. Przeżywa tu swoją drogę, podczas której musi odnowić łaskę przymierza i nauczyć się nowej prawdy o Bogu. " W tej właśnie chwili, gdy Eliasz porzuca swą wielkość, gdy nie wierzy już, że jest w stanie sam odbudować Boże królestwo, Bóg  wskazuje mu nowa drogę. Albowiem teraz Bóg może i musi działać sam. Ucieczka przeradza się w drogę wiary" (Benedykt XVI). Tak - aby odkryć drogę ufności, należy odsłonić tajemnicę własnej słabości!  Słabość ta, to nie tylko doświadczenie własnej bezradności czy bezsilności, ale i cierpliwe znoszenie słabości innych. To doświadczenie wewnętrznego ubóstwa, które przyciąga piękno Boga! Stąd spotkanie na pustyni tak bardzo zmienia Eliasza. Świadomość ubóstwa ukazuje mu darmowość daru, co z kolei umożliwia mu pełne otwarcie się na Boga.