Duszpasterstwo ChorychUniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. Fryderyka Chopina w Rzeszowie

Aktualności

LIST SAMARITANUS BONUS O OPIECE NAD OSOBAMI W KRYTYCZNYCH I KOŃCOWYCH FAZACH ŻYCIA

04.10.2020 r.

„To, że nie można kogoś wyleczyć nie oznacza, że nie należy się o niego zatroszczyć” – chory w stanie terminalnym ma prawo do bycia przyjętym, otoczonym opieką i miłością” – te stwierdzenia znajdujemy w liście „Samaritanus bonus” – „Dobry Samarytanin”, wydanym przez Kongregację Nauki Wiary „na temat opieki nad osobami w krytycznym i terminalnym okresie życia”.

Spis treści

Wstęp

I. Troska o bliźniego

II. Żywe doświadczenie Chrystusa cierpiącego i przepowiadanie nadziei

III. „Serce Samarytanina, które widzi”: życie ludzkie jest darem świętym i nienaruszalnym

IV. Przeszkody kulturowe, które przesłaniają świętą wartość każdego życia ludzkiego

V. Nauczanie Urzędu Nauczycielskiego

1. Zakaz eutanazji i samobójstwa wspomaganego
2. Moralny obowiązek wykluczenia uporczywej terapii
3. Opieka podstawowa: obowiązek nawadniania i odżywiania
4. Opieka paliatywna
5. Rola rodziny i hospicjum
6. Towarzyszenie oraz opieka prenatalna i pediatryczna
7. Terapie przeciwbólowe i pozbawienie świadomości
8. Stan wegetatywny i stan minimalnej świadomości
9. Sprzeciw sumienia ze strony pracowników służby zdrowia i katolickich ośrodków opieki zdrowotnej
10. Opieka duszpasterska i wsparcie sakramentalne
11. Rozeznanie duszpasterskie wobec tych, którzy proszą o eutanazję lub samobójstwo wspomagane
12. Reforma systemu edukacji i szkolenia pracowników służby zdrowia
Zakończenie

Wstęp

Miłosierny Samarytanin, który opuszcza swoją drogę, by pomóc choremu (por. Łk 10, 30-37) jest obrazem Jezusa Chrystusa, który spotyka człowieka potrzebującego zbawienia oraz leczy jego rany i ból „olejem pociechy i winem nadziei”[1]. On jest Lekarzem duszy i ciała oraz „wiernym świadkiem” (Ap 3, 14) zbawczej obecności Boga w świecie. Ale jak możemy dzisiaj uczynić to przesłanie konkretnym? Jak przełożyć je na umiejętność towarzyszenia choremu w końcowych fazach życia, aby mu pomagać, zawsze szanując i wspierając jego niezbywalną godność ludzką, jego powołanie do świętości, a zatem najwyższą wartość samego jego istnienia?

Niezwykły i postępujący rozwój technologii biomedycznych gwałtownie zwiększył kliniczne możliwości medycyny w diagnostyce, terapii i opiece nad pacjentami. Kościół z nadzieją spogląda na badania naukowe i technologiczne oraz dostrzega w nich sprzyjającą okazję do służby integralnemu dobru życia i godności każdego człowieka[2]. Jednak te postępy w technologii medycznej, choć cenne, nie decydują same w sobie o określeniu właściwego znaczenia i wartości ludzkiego życia. W rzeczywistości każdy postęp w umiejętnościach pracowników służby zdrowia wymaga rosnącej i mądrej zdolności moralnego rozeznania[3], aby uniknąć nieproporcjonalnego i dehumanizującego wykorzystania technologii, zwłaszcza w krytycznych lub końcowych etapach życia ludzkiego.

Ponadto zarządzanie organizacyjne oraz wysokie zróżnicowanie i złożoność współczesnych systemów opieki zdrowotnej mogą zredukować związek zaufania między lekarzem i pacjentem do relacji czysto technicznej i umownej. Jest to ryzyko, które występuje przede wszystkim w krajach, gdzie aprobuje się prawa legalizujące formy samobójstwa wspomaganego i dobrowolną eutanazję najbardziej bezbronnych pacjentów. Zaprzeczają one etycznym i prawnym granicom samostanowienia chorego, niepokojąco przesłaniając wartość ludzkiego życia w chorobie, sens cierpienia i znaczenie czasu poprzedzającego śmierć. W istocie ból i śmierć nie mogą być ostatecznymi kryteriami mierzącymi godność ludzką właściwą każdej osobie przez sam fakt, iż jest ona „istotą ludzką”.

W obliczu tych wyzwań, zdolnych do zagrożenia naszemu sposobowi myślenia o medycynie, znaczeniu opieki nad osobą chorą i społecznej odpowiedzialności wobec najbardziej bezbronnych, dokument ten ma na celu udzielenie wskazań pasterzom i wiernym w ich troskach i wątpliwościach co do pomocy medycznej, duchowej i duszpasterskiej choremu w krytycznych i końcowych fazach życia. Wszyscy są powołani do dawania świadectwa trwając przy chorym i do stawania się „wspólnotą uzdrawiającą”, aby w konkretny sposób urzeczywistniło się pragnienie Jezusa, by wszyscy byli jednym ciałem, począwszy od najsłabszych i najbardziej bezbronnych[4]. Wszędzie bowiem dostrzega się potrzebę moralnego wyjaśnienia i praktycznych wskazówek, jak pomagać tym osobom, gdyż „konieczna jest jedność doktryny i działania”[5] w odniesieniu do tak delikatnej kwestii, która dotyczy najsłabszych chorych w większości w delikatnych i decydujących etapach życia człowieka.

Różne konferencje episkopatów na świecie opublikowały dokumenty i listy duszpasterskie, w których starały się odpowiedzieć na wyzwania związane z samobójstwem wspomaganym i dobrowolną eutanazją – legitimizowane niektórymi przepisami krajowymi – ze szczególnym uwzględnieniem osób, które pracują lub są hospitalizowane wewnątrz obiektów szpitalnych, w tym katolickich. Jednak pomoc duchowa i pojawiające się w określonych okolicznościach i szczególnych kontekstach wątpliwości co do udzielania sakramentów tym, którzy zamierzają położyć kres swojemu życiu, wymagają dziś jaśniejszej i dokładniejszej interwencji Kościoła, aby:

‒ potwierdzić przesłanie Ewangelii i jej manifestacji jako podstaw doktrynalnych przedłożonych przez Urząd Nauczycielski, przypominając misję tych, którzy mają kontakt z chorymi w krytycznych i końcowych fazach życia (członków rodzin lub opiekunów prawnych, kapelanów szpitalnych, nadzwyczajnych szafarzy Eucharystii i pracowników duszpasterskich, wolontariuszy szpitalnych i personelu medycznego), a także samych chorych;

‒ dostarczyć precyzyjne i konkretne wskazówki duszpasterskie, aby te złożone sytuacje mogły być rozwiązywane i zarządzane na poziomie lokalnym, celem promowania osobistego spotkania pacjenta z miłosierną Miłością Boga.

I. Troska o bliźniego

Trudno jest uznać głęboką wartość życia ludzkiego, kiedy pomimo wszelkich wysiłków opiekuńczych nadal objawia się nam ono w swojej słabości i kruchości. Będąc dalekim od usunięcia z egzystencjalnego horyzontu osoby, cierpienie wciąż rodzi niewyczerpywalne pytanie o sens życia[6]. Rozwiązania tej dramatycznej kwestii nie da się nigdy zaproponować jedynie w świetle myśli ludzkiej, ponieważ w cierpieniu zawiera się wielkość swoistej tajemnicy, którą może odsłonić jedynie Objawienie Boże[7]. W szczególności każdemu pracownikowi służby zdrowia powierza się misję wiernego strzeżenia życia ludzkiego, aż do jego naturalnego zakończenia[8], poprzez drogę pomocy, która jest w stanie odrodzić w każdym pacjencie głęboki sens jego istnienia, gdy jest ono naznaczone cierpieniem i chorobą. Dlatego należy zacząć od uważnego rozważenia właściwego znaczenia opieki, aby zrozumieć sens szczególnej misji, jaką Bóg powierzył każdej osobie, pracownikowi służby zdrowia i duszpasterstwa, a także samemu choremu i jego rodzinie.

Doświadczenie leczenia medycznego zaczyna się od tej ludzkiej kondycji, naznaczonej skończonością i ograniczeniami, którą jest słabość. W stosunku do osoby wpisuje się ona w kruchość naszego bytu, jedności „ciała”, materialnie i czasowo skończonego oraz „duszy”, czyli pragnienia nieskończoności i przeznaczenia do wieczności. Nasze bycie stworzeniami „skończonymi”, ale przeznaczonymi do wieczności ujawnia zarówno naszą zależność od dóbr materialnych i od wzajemnej pomocy ludzkiej, jak i naszą pierwotną i głęboką więź z Bogiem. Ta słabość jest fundamentem etyki troski, zwłaszcza w dziedzinie medycyny, rozumianej jako zabieganie, troska, współdzielenie i odpowiedzialność wobec kobiet i mężczyzn nam powierzonych, gdyż potrzebują pomocy fizycznej i duchowej.

W szczególności relacja troski ujawnia zasadę sprawiedliwości w jej podwójnym wymiarze promowania życia ludzkiego (suum cuique tribuere) i nieszkodzenia osobie (alterum non laedere). Jest to ta sama zasada, którą Jezus przekształca w pozytywną złotą regułę: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!” (Mt 7, 12). Jest to reguła, która w tradycyjnej etyce lekarskiej znajduje swoje odbicie w aforyzmie primum non nocere.

Opieka nad życiem jest więc pierwszym obowiązkiem lekarza podczas spotkania z pacjentem. Nie da się go sprowadzić do zdolności uzdrowienia chorego, gdyż jego horyzont antropologiczny i moralny jest szerszy: nawet gdy uzdrowienie jest niemożliwe lub nieprawdopodobne, towarzyszenie lekarsko-pielęgniarskie (troska o podstawowe funkcje fizjologiczne organizmu), psychologiczne oraz duchowe jest nieuniknionym obowiązkiem, ponieważ przeciwieństwo tego oznaczałoby nieludzkie porzucenie pacjenta. W rzeczywistości medycyna, która korzysta z wielu nauk, ma również ważny wymiar „sztuki terapeutycznej”, zakładającej ścisły związek między pacjentem, pracownikami służby zdrowia, członkami rodziny i członkami różnych społeczności, do których należy pacjent. Sztuka terapeutyczna, czynności kliniczne i opieka są nierozerwalnie związane ze sobą w praktyce lekarskiej, zwłaszcza w krytycznych i końcowych fazach życia.

Miłosierny Samarytanin w istocie „nie tylko zbliża się do na wpół umarłego człowieka, którego widzi przy drodze, ale zajmuje się nim”[9]. Inwestuje w niego nie tylko pieniądze, które ma, ale także te, których nie ma i które ma nadzieję zarobić w Jerychu, obiecując, że zapłaci po powrocie. W ten sposób Chrystus zaprasza nas, byśmy zaufali Jego niewidzialnej łasce i zachęca do szczodrości opartej na miłości nadprzyrodzonej, utożsamiając się z każdym chorym: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Wypowiedź Jezusa to prawda moralna o zasięgu uniwersalnym: „trzeba zatem »zatroszczyć się« o całe życie i o życie wszystkich”[10], aby ukazać pierwotną i bezwarunkową Miłość Boga, źródło sensu każdego życia.

W tym celu, zwłaszcza w placówkach szpitalnych i opiekuńczych inspirowanych wartościami chrześcijańskimi, bardziej niż kiedykolwiek konieczny jest wysiłek, również duchowy, celem pozostawienia miejsca na relację budowaną na podstawie uznania kruchości i bezbronności chorego. W rzeczywistości słabość przypomina nam o naszej zależności od Boga i zachęca do reagowania z szacunkiem należnym bliźniemu. Stąd pochodzi moralna odpowiedzialność, związana ze świadomością każdej osoby opiekującej się pacjentem (lekarza, pielęgniarki i pielęgniarza, członka rodziny, wolontariusza, duszpasterza), iż znajduje się w obliczu podstawowego i niezbywalnego dobra – osoby ludzkiej – która wymaga, by nie przekraczać granicy szacunku dla siebie i drugiego, to znaczy akceptacji, ochrony i promocji życia ludzkiego aż do naturalnego nadejścia śmierci. W tym sensie chodzi o kwestię spojrzenia kontemplacyjnego[11], które umie uchwycić w swoim i cudzym istnieniu niezwykły i niepowtarzalny cud, otrzymany i przyjęty jako dar. Jest to spojrzenie kogoś, kto nie rości sobie pretensji do zawładnięcia rzeczywistością życia, ale umie przyjąć ją taką, jaką jest, z jej trudami i cierpieniami, próbując rozpoznać w chorobie sens, na podstawie którego pozwala się zakwestionować i „prowadzić”, żywiąc zaufanie właściwe tym, którzy powierzają się Panu życia, w tym sensie się objawiającym.

Oczywiście medycyna musi zaakceptować granicę śmierci jako część kondycji ludzkiej. Przychodzi taki moment, kiedy można jedynie uznać niemożność interwencji przy pomocy określonych terapii wobec choroby, która okazuje się śmiertelna w krótkim czasie. Jest to fakt dramatyczny, który należy zakomunikować choremu z wielką ludzką wrażliwością, a także z ufną otwartością na perspektywę nadprzyrodzoną, w świadomości strachu, jaki rodzi śmierć, zwłaszcza w kulturze, która ją ukrywa. W istocie nie można myśleć o życiu fizycznym jako o czymś, co należy zachować za wszelką cenę – co jest niemożliwe – ale jako o czymś, czym należy żyć, osiągając wolną akceptację sensu cielesnej egzystencji: „jedynie przez odniesienie do tego, czym jest ludzka osoba jako »integralna jedność«, to znaczy jako »dusza, która się wyraża poprzez ciało, i ciało formowane przez nieśmiertelnego ducha«, można odczytać szczególny ludzki sens ciała”[12].

Uznanie niemożności wyleczenia w bliskiej perspektywie śmierci nie oznacza jednak końca działań medycznych i pielęgnacyjnych. Sprawowanie odpowiedzialności wobec chorej osoby oznacza zapewnienie jej opieki do końca: „wyleczyć, jeśli to możliwe, ale zawsze otaczać opieką (to cure if possible, always to care)”[13]. Ów zamiar nieprzerwanej opieki nad chorym stanowi kryterium oceny różnych działań, jakie należy podjąć w sytuacji choroby „nieuleczalnej”: w rzeczywistości „nieuleczalna” („inguaribile”) nigdy nie jest synonimem słowa „uniemożliwiająca świadczenie opieki” („incurabile”). Spojrzenie kontemplacyjne zachęca do poszerzenia pojęcia opieki. Celem pomocy musi być integralność osoby, przy zagwarantowaniu wsparcia fizycznego, psychicznego, społecznego, rodzinnego i religijnego za pomocą odpowiednich i niezbędnych środków. Żywa wiara zachowana w duszach osób postronnych może przyczynić się do prawdziwego życia teologalnego u chorego, nawet jeśli nie jest to od razu widoczne. Opieka duszpasterska ze strony wszystkich: członków rodziny, lekarzy, pielęgniarek i pielęgniarzy oraz kapelanów może pomóc choremu wytrwać w łasce uświęcającej i umrzeć w miłości, w Miłości Boga. Istotnie, w obliczu nieuchronności choroby, zwłaszcza chronicznej i postępującej, jeśli brakuje wiary, wtedy strach przed cierpieniem i śmiercią oraz przygnębienie, jakie z tego wynika są dziś głównymi przyczynami prób kontrolowania i zarządzania momentem nadejścia śmierci, a nawet jej przyspieszania poprzez prośbę o eutanazję lub samobójstwo wspomagane.

II. Żywe doświadczenie Chrystusa cierpiącego i przepowiadanie nadziei

Jeśli postać Miłosiernego Samarytanina oświetla nowym światłem praktykę podejmowania troski, to żywe doświadczenie Chrystusa cierpiącego, Jego agonii na Krzyżu i Jego Zmartwychwstania jest miejscem, gdzie objawia się bliskość Boga, który stał się człowiekiem, wobec różnych form lęku i bólu, jakie mogą dotknąć chorych i członków ich rodzin podczas długich dni choroby i pod koniec życia.

Nie tylko osoba Chrystusa jest zapowiedziana słowami proroka Izajasza jako człowiek, który jest oswojony z bólem i cierpieniem (por. Iz 53), ale jeśli ponownie przeczytamy karty męki Chrystusa znajdziemy tam doświadczenie niezrozumienia, wyszydzenia, opuszczenia, bólu fizycznego i lęku. Są to doświadczenia, które dziś dotykają wielu pacjentów, często uważanych za obciążenie dla społeczeństwa. Czasami niezrozumiani w swoich pytaniach, często przeżywają formy uczuciowego porzucenia, utraty więzi.

Każdy chory potrzebuje nie tylko być wysłuchanym, ale także móc zrozumieć, że jego rozmówca „wie”, co to znaczy czuć się samotnym, wydanym w obliczu śmierci na ból ciała i na cierpienie, które pojawia się, gdy spojrzenie społeczeństwa mierzy jego wartość w kategoriach jakości życia i sprawia, że czuje się on obciążeniem dla projektów innych ludzi. Dlatego skierowanie swojego spojrzenia na Chrystusa oznacza świadomość możności odwołania się do Tego, który na swoim ciele doświadczył bólu bicza i gwoździ, szyderstwa biczujących, opuszczenia i zdrady ze strony swoich najbliższych przyjaciół.

W obliczu wyzwania, jakim jest choroba oraz w obecności przygnębienia emocjonalnego i duchowego u tego, który doświadcza bólu, nieuchronnie pojawia się potrzeba umiejętności znalezienia słowa pocieszenia, wypływającego ze współczucia Jezusa na Krzyżu, pełnego nadziei. Nadziei wiarygodnej, którą wyznał Chrystus na Krzyżu, zdolnej stawić czoła chwili próby i wyzwaniu śmierci. W Krzyżu Chrystusa – wyśpiewanym przez liturgię w Wielki Piątek: Ave crux, spes unica – skupiają się i streszczają wszelkie zło i cierpienia świata. Wszelkie zło fizyczne, którego symbolem jest krzyż jako narzędzie haniebnej i zniesławiającej śmierci, całe zło psychologiczne, wyrażone w śmierci Jezusa w najbardziej mrocznej samotności, opuszczeniu i zdradzie, całe zło moralne, objawiające się w wyroku śmierci na Niewinnego, całe zło duchowe, uwydatnione w rozpaczy, która sprawia, że dostrzega się milczenie Boga.

Chrystus jest tym, który odczuwał wokół siebie bolesną konsternację Matki i uczniów, którzy „stoją” pod Krzyżem. W tym ich „staniu”, pozornie pełnym niemocy i rezygnacji, jest zawarta cała bliskość uczuciowa, jaka pozwala wcielonemu Bogu przeżyć również te godziny, które wydają się bez sensu.

Następnie jest Krzyż – w istocie narzędzie tortur i egzekucji zarezerwowane tylko dla ostatnich – który wydaje się tak podobny, w swym ładunku symbolicznym, do chorób, które przygważdżają do łóżka, które tylko zapowiadają śmierć i zdają się odbierać znaczenie czasowi i jego upływowi. Jednak ci, którzy „stoją” wokół chorego są nie tylko świadkami, ale i żywym znakiem tych uczuć, tych więzów, tej wewnętrznej gotowości do miłości, które pozwalają cierpiącemu odnaleźć na sobie ludzkie spojrzenie zdolne przywrócić sens czasowi choroby. Bowiem w doświadczeniu bycia kochanym każde życie znajduje swoje uzasadnienie. Na drodze swej męki Chrystus zawsze był podtrzymywany przez ufne zawierzenie miłości Ojca, która objawiła się w godzinach Krzyża, także przez miłość Matki. Bo Miłość Boża objawia się zawsze w historii ludzi dzięki miłości tych, którzy nas nie opuszczają, tych, którzy mimo wszystko „stoją” przy naszym boku.

Jeśli zastanawiamy się nad końcem życia ludzi, nie możemy zapomnieć, że często tkwi w nich troska o tych, których zostawiają: o dzieci, współmałżonka, rodziców, przyjaciół. To ludzki składnik, którego nigdy nie możemy zaniedbać i przy którym musimy zaoferować wsparcie i pomoc.

To ta sama troska Chrystusa myślącego przed śmiercią o Matce, która pozostanie sama z bólem, jaki będzie musiała nieść dalej w historii. W zdawkowej kronice Ewangelii św. Jana to właśnie do Matki zwraca się Chrystus, aby Ją pocieszyć, powierzając Ją umiłowanemu uczniowi, aby ten się Nią zaopiekował: „Matko, oto syn Twój” (por. J 19, 26-27). Czas końca życia to czas relacji, czas, w którym samotność i opuszczenie muszą zostać pokonane (por. Mt 27, 46 i Mk 15, 34), aby z ufnością oddać swoje życie Bogu (por. Łk 23, 46).

W tej perspektywie patrzenie na Ukrzyżowanego oznacza oglądanie sceny chóralnej, w której Chrystus jest w centrum, ponieważ streszcza we własnym ciele i prawdziwie przemienia najciemniejsze godziny ludzkiego doświadczenia, w których bezgłośnie pojawia się możliwość rozpaczy. Światło wiary pozwala nam w tym plastycznym i skąpym opisie, jakiego dostarczają nam Ewangelie dostrzec Obecność Trynitarną, ponieważ Chrystus pokłada ufność w Ojcu dzięki Duchowi Świętemu, wspierającemu Matkę i uczniów, którzy „stoją” – i w tym swoim „staniu” obok Krzyża uczestniczą poprzez swe ludzkie oddanie się Cierpiącemu w tajemnicy Odkupienia.

Tak więc śmierć, choć naznaczona bolesnym odejściem, może stać się okazją do większej nadziei, właśnie dzięki wierze, która czyni nas uczestnikami odkupieńczego dzieła Chrystusa. W rzeczywistości ból można znieść egzystencjalnie tylko wtedy, gdy jest nadzieja. Nadzieja, jaką Chrystus przekazuje cierpiącemu i choremu jest nadzieją Jego obecności, Jego realnej bliskości. Nadzieja to nie tylko oczekiwanie na lepszą przyszłość, lecz spojrzenie na teraźniejszość, które nadaje jej pełnię sensu. W wierze chrześcijańskiej wydarzenie Zmartwychwstania nie tylko objawia życie wieczne, ale także ukazuje, że w historii ostatecznym słowem nie jest nigdy śmierć, ból, zdrada, zło. Chrystus zmartwychwstaje w historii i w tajemnicy Zmartwychwstania jest zawarte potwierdzenie miłości Ojca, który nigdy nie opuszcza.

Obcowanie na nowo z żywym doświadczeniem Chrystusa cierpiącego oznacza zatem dawanie również dzisiejszym ludziom nadziei zdolnej nadać sens czasowi choroby i śmierci. Ta nadzieja jest miłością, która opiera się pokusie rozpaczy.

Jakkolwiek ważna i cenna, opieka paliatywna nie wystarczy, jeśli nie ma nikogo, kto „stoi” obok chorego i świadczy mu o jego wyjątkowej i niepowtarzalnej wartości. Dla wierzącego patrzenie na Ukrzyżowanego oznacza zaufanie do zrozumienia i Miłości Boga. Ważnym jest, aby w epoce historycznej, w której wychwala się autonomię i celebruje chwałę jednostki, pamiętać o tym, że nawet jeśli to prawda, iż wszyscy przeżywają swoje własne cierpienie, ból i śmierć, to przeżycia te są zawsze wypełnione spojrzeniem i obecnością innych. Wokół Krzyża są też funkcjonariusze państwa rzymskiego, są ciekawscy, są rozproszeni, są obojętni i urażeni; oni są pod Krzyżem, ale nie „stoją” przy Ukrzyżowanym.

Na oddziałach intensywnej terapii i w domach opieki dla osób przewlekle chorych można być obecnymi jak funkcjonariusze lub jako osoby „stojące” przy chorym.

Doświadczenie Krzyża pozwala zatem zaoferować cierpiącemu wiarygodnego rozmówcę, do którego można skierować słowo albo myśl i któremu można powierzyć swą udrękę i lęk. Dla tych, którzy opiekują się chorym, scena Krzyża przynosi dodatkowy element, aby zrozumieć, że nawet jeśli wydaje się, iż nie ma już nic więcej do zrobienia, wciąż pozostaje wiele do zrobienia, ponieważ owo „stanie” jest jednym ze znaków miłości i nadziei, które ono w sobie niesie. Zapowiedź życia po śmierci nie jest złudzeniem ani zwodzeniem obietnicami, ale pewnością zawartą w centrum miłości, która nie kończy się wraz ze śmiercią.

III. „Serce Samarytanina, które widzi”: życie ludzkie jest darem świętym i nienaruszalnym

Człowiek, w jakimkolwiek stanie fizycznym i psychicznym by się nie znajdował, zachowuje swoją pierwotną godność stworzenia na obraz Boży. Może żyć i wzrastać w Boskim blasku, ponieważ jest powołany do bycia „na obraz i chwałę Boga” (1 Kor 11, 7; 2 Kor 3, 18). Jego godność jest w tym powołaniu. Bóg stał się człowiekiem, aby nas zbawić, obiecując nam zbawienie i przeznaczając nas do komunii z sobą, i tu leży ostateczny fundament godności ludzkiej[14].

Swoistą cechą Kościoła jest towarzyszenie z miłosierdziem najsłabszym na ich bolesnej drodze, dla podtrzymywania w nich życia teologalnego i kierowania ich ku zbawieniu Bożemu[15]. Jest to Kościół Miłosiernego Samarytanina[16], który uważa „służbę chorym i cierpiącym za istotną część swojego posłannictwa”[17]. Zrozumienie tego zbawczego pośrednictwa Kościoła w perspektywie komunii i solidarności między ludźmi jest istotną pomocą w przezwyciężeniu wszelkich tendencji redukcjonistycznych i indywidualistycznych[18].

W szczególności program Miłosiernego Samarytanina to „serce, które widzi”. On „uczy, że trzeba nawrócić spojrzenie serca, bo patrzący często nie widzi. Dlaczego? Ponieważ brakuje mu współczucia. […] Bez współczucia patrzący nie zostaje wciągnięty w to, co obserwuje i przechodzi obok, natomiast ten, kto ma współczujące serce, jest poruszony i angażuje się, zatrzymuje się i podejmuje troskę”[19]. To serce widzi, gdzie jest potrzebna miłość i przechodzi do odpowiedniego działania[20]. Oczy dostrzegają w słabości wezwanie Boga do działania, rozpoznając w życiu człowieka pierwsze dobro wspólne społeczeństwa[21]. Życie ludzkie jest dobrem bardzo wzniosłym i społeczeństwo powinno to uznać. Życie jest darem[22] świętym i nienaruszalnym, a każdy człowiek, stworzony przez Boga, ma powołanie transcendentne i wyjątkową więź z Tym, który daje życie, ponieważ „Bóg niewidzialny […] w nadmiarze swej miłości”[23] oferuje każdemu człowiekowi plan zbawienia, aby można było powiedzieć: „Życie zawsze jest dobrem. Człowiek jest powołany, aby zrozumieć głęboką motywację tego intuicyjnego przeświadczenia, które jest też faktem poznawalnym doświadczalnie”[24]. Z tego powodu Kościół zawsze chętnie współpracuje ze wszystkimi ludźmi dobrej woli, z wyznawcami innych wyznań i religii lub niewierzącymi, którzy szanują godność życia ludzkiego, nawet w jego skrajnych fazach cierpienia i śmierci, i odrzucają wszelkie działania przeciwne życiu[25]. W istocie Bóg Stwórca oferuje człowiekowi życie i jego godność jako cenny dar, który należy pielęgnować i pomnażać, a ostatecznie rozliczać się z niego przed Nim.

Kościół stwierdza pozytywny sens życia ludzkiego jako wartość dostrzegalną już przez prawy rozum, życia potwierdzonego i docenionego w swej niezbywalnej godności przez światło wiary[26]. Nie chodzi tu o kryterium subiektywne ani arbitralne, lecz o kryterium oparte na nienaruszalnej godności naturalnej – ponieważ życie jest pierwszym dobrem jako warunek korzystania z każdego innego dobra – oraz na transcendentnym powołaniu każdego człowieka do udziału w trynitarnej miłości Boga żywego[27]: „szczególna miłość Stwórcy wobec każdej istoty ludzkiej »obdarza ją nieskończoną godnością«”[28]. Nienaruszalna wartość życia jest podstawową prawdą prawa naturalnego i istotnym fundamentem porządku prawnego. Tak jak nie można zaakceptować, żeby drugi człowiek był naszym niewolnikiem, nawet jeśli sam o to prosi, tak samo nie wolno nam zdecydować się na bezpośredni zamach na życie człowieka, nawet jeśli on sam tego żąda. Dlatego zabicie chorego, który prosi o eutanazję wcale nie oznacza uznania i docenienia jego autonomii, a wręcz przeciwnie, oznacza zaprzeczenie wartości jego wolności, silnie uwarunkowanej chorobą i bólem, oraz wartości jego życia przez odmówienie mu wszelkiej dalszej możliwości relacji międzyludzkich, sensu istnienia i rozwoju w życiu teologalnym. Ponadto na miejscu Boga decyduje się o momencie śmierci. Dlatego „spędzanie płodu, eutanazja i dobrowolne samobójstwo […] zakażając cywilizację ludzką, bardziej hańbią tych, którzy się ich dopuszczają, niż tych, którzy doznają krzywdy, i są jak najbardziej sprzeczne z czcią należną Stwórcy”[29].

IV. Przeszkody kulturowe, które przesłaniają świętą wartość każdego życia ludzkiego

Obecnie niektóre czynniki ograniczają zdolność uchwycenia głębokiej i wewnętrznej wartości każdego ludzkiego życia. Pierwszym z nich jest odniesienie do dwuznacznego używania pojęcia „godnej śmierci” w stosunku do „jakości życia”. Pojawia się tu utylitarna perspektywa antropologiczna, która „związana jest głównie z możliwościami ekonomicznymi, »dobrobytem«, pięknem i przyjemnością życia fizycznego, zapominając o innych, głębszych wymiarach istnienia – relacyjnych, duchowych i religijnych”[30]. Zgodnie z tą zasadą życie jest uznawane za wartościowe tylko wtedy, gdy ma akceptowalny poziom jakości, zgodnie z oceną samego podmiotu lub osób trzecich, w odniesieniu do obecności lub braku pewnych funkcji psychicznych lub fizycznych, lub często jakości identyfikowanej nawet tylko z samą obecnością cierpienia psychicznego. Zgodnie z tym podejściem, gdy jakość życia wydaje się niska, nie zasługuje ono na to, aby być kontynuowanym. Ale wtedy nie uznaje się już, że życie ludzkie ma wartość samo w sobie.

Drugą przeszkodą, która zaciemnia dostrzeganie świętości ludzkiego życia, jest błędne rozumienie „współczucia”[31]. W obliczu cierpienia określanego jako „nie do zniesienia” usprawiedliwia się zakończenie życia pacjenta w imię „współczucia”. Aby nie cierpieć, lepiej umrzeć: jest to tak zwana eutanazja „współczująca”. Oznaczałoby to, że jest oznaką współczucia pomóc pacjentowi umrzeć poprzez eutanazję lub wspomagane samobójstwo. W rzeczywistości ludzkie współczucie nie polega na powodowaniu śmierci, ale na akceptacji pacjenta, wspieraniu go w trudnościach, okazywaniu mu uczucia i uwagi oraz dostarczaniu środków łagodzących cierpienie.

Trzecim czynnikiem utrudniającym uznanie wartości własnego życia i innych w relacjach interpersonalnych jest rosnący indywidualizm, który skłania do postrzegania innych jako ograniczenia i zagrożenia dla własnej wolności. U korzeni takiej postawy leży „neopelagianizm, w którym jednostka, radykalnie autonomiczna, chce zbawić samą siebie, nie uznając, że w najgłębszych pokładach swojego jestestwa zależy od Boga i od innych […]. Pewien neognostycyzm ze swej strony prezentuje zbawienie jako jedynie wewnętrzne, zamknięte w subiektywizmie”[32],który zmierza do wyzwolenia człowieka z ograniczeń jego ciała, zwłaszcza gdy ono jest wątłe i chore.

W szczególności indywidualizm leży u podstaw tego, co jest uważane za najbardziej utajoną chorobę naszych czasów, czyli samotność[33], tematyzowaną w pewnych kontekstach normatywnych nawet jako „prawo do samotności”, wychodząc od autonomii osoby i „zasady pozwolenia/zgody”: zasady pozwolenia/zgody, która przy pewnych stanach złego samopoczucia lub choroby może obejmować decyzję o kontynuowaniu życia lub też nie. Jest to to samo „prawo”, które leży u podstaw eutanazji i wspomaganego samobójstwa. Stoi za tym idea, że ci, którzy znajdują się w stanie zależności od innych i w przypadku których nie może być przywrócona pełna autonomia oraz wzajemność, w rzeczywistości są objęci opieką na mocy przysługi (favor). Pojęcie dobra sprowadza się więc do bycia wynikiem porozumienia społecznego: każdy otrzymuje leczenie i pomoc, które autonomia lub korzyści społeczno-ekonomiczne czynią możliwymi lub dogodnymi. Rezultatem jest zubożenie relacji międzyludzkich, które stają się kruche, pozbawione nadprzyrodzonej miłości oraz owej ludzkiej solidarności i wsparcia społecznego, które są tak potrzebne, aby zmierzyć się z najtrudniejszymi chwilami i decyzjami życia.

Taki sposób myślenia o relacjach międzyludzkich i znaczeniu dobra nie może nie wpływać na sam sens życia, co sprawia, że łatwo nim manipulować, także poprzez prawa legalizujące praktyki eutanatyczne i powodujące śmierć chorych. Działania te są przyczyną silnej nieczułości, jeśli chodzi o opiekę nad chorym oraz deformują relacje. W takich okolicznościach pojawiają się niekiedy bezpodstawne dylematy co do moralności czynów, które w rzeczywistości są jedynie należnymi aktami prostej troski o osobę, takie jak nawadnianie i karmienie nieprzytomnego pacjenta, nie mającego szans na wyzdrowienie.

W tym sensie papież Franciszek mówił o „kulturze odrzucenia”[34]. Ofiarami tej kultury są właśnie najbardziej kruche istoty ludzkie, którym grozi „odrzucenie” jak trybika w maszynerii, chcącej być skuteczną za wszelką cenę. Jest to silnie antysolidarne zjawisko kulturowe, które Jan Paweł II określił jako „kulturę śmierci” i które tworzy autentyczne „struktury grzechu”[35]. Może ono prowadzić do działań błędnych, podejmowanych wyłącznie z powodu „dobrego samopoczucia” podczas ich wykonywania, powodując pomieszanie dobra ze złem, podczas gdy każde życie osobowe ma jedyną i niepowtarzalną wartość, zawsze obiecującą i otwartą na transcendencję. W tej kulturze odrzucenia i śmierci eutanazja oraz samobójstwo wspomagane jawią się jako błędne rozwiązanie problemów pacjenta w stanie terminalnym.

V. Nauczanie Urzędu Nauczycielskiego
1. Zakaz eutanazji i samobójstwa wspomaganego

Kościół, wypełniając misję przekazywania wiernym łaski Odkupiciela i świętego prawa Bożego, dostrzegalnego już w nakazach prawa naturalnego, czuje się zobowiązany tu do interwencji, aby ponownie wykluczyć jakąkolwiek dwuznaczność dotyczącą nauczania Urzędu Nauczycielskiego o eutanazji i samobójstwie wspomaganym, również w tych sytuacjach, w których prawo krajowe legalizuje takie praktyki.

W szczególności rozprzestrzenianie się protokołów medycznych mających zastosowanie do sytuacji końca życia, takich jak Do Not Resuscitate Order lub Physician Orders for Life Sustaining Treatment – ze wszystkimi ich odmianami zależnymi od systemów i kontekstów krajowych, początkowo zaprojektowanymi jako narzędzia unikania uporczywej terapii w końcowych fazach życia – rodzi dziś poważne problemy w stosunku do obowiązku ochrony życia pacjentów w najbardziej krytycznych stadiach choroby. Jeśli z jednej strony faktycznie lekarze czują się coraz bardziej związani samostanowieniem wyrażanym przez pacjentów w tych oświadczeniach, które to samostanowienie dochodzi nawet do pozbawienia ich wolności i obowiązku działania na rzecz ochrony życia, również tam, gdzie mogliby to uczynić, to z drugiej strony, w niektórych kontekstach zdrowotnych, niepokoją nadużycia, szeroko zgłaszane dziś w odniesieniu do zastosowania tych protokołów w perspektywie eutanatycznej, kiedy to ani pacjenci, ani tym bardziej rodziny nie są konsultowani w sprawie tej skrajnej decyzji. Dzieje się tak zwłaszcza w krajach, w których przepisy dotyczące końca życia, po wprowadzeniu praktyki eutanazji, pozostawiają obecnie duży margines na dwuznaczność co do stosowania obowiązku opieki.

Z tych powodów Kościół uważa, że musi potwierdzić jako naukę definitywną, iż eutanazja jest przestępstwem przeciwko życiu ludzkiemu, ponieważ tym aktem człowiek decyduje się bezpośrednio sprowadzić śmierć innej niewinnej istoty ludzkiej. Definicja eutanazji nie wypływa z wyważenia dóbr lub wartości, które znajdują się na szali, ale z dostatecznie określonego przedmiotu moralnego, a mianowicie z wyboru „czynności lub jej zaniechania, która ze swej natury lub w zamierzeniu działającego powoduje śmierć w celu wyeliminowania wszelkiego cierpienia” [36]. „Eutanazję należy zatem rozpatrywać w kontekście intencji oraz zastosowanych metod” [37]. Jej ocena moralna i wynikające z niej konsekwencje nie zależą zatem od zbilansowania zasad, które, w zależności od okoliczności i cierpienia pacjenta, mogłyby zdaniem niektórych usprawiedliwić usunięcie osoby chorej. Wartość życia, autonomia, zdolność podejmowania decyzji i jakość życia nie stoją na tym samym poziomie.

Dlatego eutanazja jest czynem wewnętrznie złym, z jakiejkolwiek okazji i w jakichkolwiek okolicznościach. W przeszłości Kościół stwierdził już definitywnie, że „eutanazja jest poważnym naruszeniem Prawa Bożego jako moralnie niedopuszczalne dobrowolne zabójstwo osoby ludzkiej. Doktryna ta jest oparta na prawie naturalnym i na słowie Bożym spisanym, jest przekazana przez Tradycję Kościoła oraz nauczana przez Magisterium zwyczajne i powszechne.Praktyka eutanazji zawiera – zależnie od okoliczności – zło cechujące samobójstwo lub zabójstwo”[38].Jakakolwiek bezpośrednia współpraca formalna lub materialna w takim czynie jest ciężkim grzechem przeciwko życiu ludzkiemu: „Nie może również takiej czynności prawomocnie nakazać lub zezwolić na nią żadna władza. Chodzi w tym przypadku o naruszenie prawa Bożego, o znieważenie godności osoby ludzkiej, przestępstwo przeciw życiu, zamach przeciw ludzkości”[39].Dlatego eutanazja jest aktem zabójczym, którego żaden cel nie może usprawiedliwić i wobec którego nie można tolerować żadnej formy współudziału lub współpracy, czynnej czy biernej. Ci, którzy zatwierdzają przepisy dotyczące eutanazji i samobójstwa wspomaganego, stają się zatem współuczestnikami grzechu ciężkiego, który popełnią inni. Są również winni zgorszenia, ponieważ prawa te powodują deformację sumienia, nawet u wiernych[40].

Życie ma w przypadku każdego tę samą godność i tę samą wartość. Szacunek dla życia drugiego jest taki sam jak ten, który jest się winnym wobec własnej egzystencji. Osoba, która dobrowolnie decyduje się na odebranie sobie życia, zrywa swą więź z Bogiem i innymi ludźmi oraz neguje siebie samą jako podmiot moralny. Samobójstwo wspomagane zwiększa ciężar tego czynu, gdyż czyni uczestnikiem własnej rozpaczy drugiego, prowadząc go do tego, by nie kierował swej woli ku tajemnicy Boga poprzez teologalną cnotę nadziei, a tym samym nie uznawał prawdziwej wartości życia i złamał przymierze, który tworzy ludzką rodzinę. Pomaganie samobójcy jest niesłuszną współpracą w niedozwolonym czynie, co jest sprzeczne z relacją teologalną z Bogiem oraz z relacją moralną, która jednoczy ludzi, aby dzielili się darem życia i współuczestniczyli w sensie swojego istnienia.

Nawet jeśli żądanie eutanazji wypływa z lęku i rozpaczy[41] i „chociaż w tych okolicznościach wina człowieka może być zmniejszona lub całkowicie wykluczona, to jednak błędny osąd sumienia, oparty nawet na dobrej wierze, nie zmienia natury tego śmiercionośnego aktu, który w sobie pozostaje zawsze niedopuszczalny”[42]. To samo dotyczy samobójstwa wspomaganego. Takie praktyki nigdy nie są autentyczną pomocą dla pacjenta, ale pomocą ku śmierci.

Jest to zatem decyzja, która zawsze jest zła: „personel medyczny i pozostali pracownicy służby zdrowia – wierni zadaniu »służenia zawsze życiu i opiekowania się nim aż do końca« – nie mogą oddawać się żadnej praktyce eutanatycznej nawet na prośbę zainteresowanego, a tym bardziej jego krewnych. Nie istnieje bowiem prawo do arbitralnego dysponowania własnym życiem, zatem żaden pracownik służby zdrowia nie może czynić się wykonawcą prawa, które nie istnieje”[43].

Stąd też eutanazja i samobójstwo wspomagane są porażką tego, kto o nich teoretyzuje, o nich decyduje i je praktykuje[44].

Zatem poważnie niesprawiedliwe są prawa, które legalizują eutanazję lub usprawiedliwiają samobójstwo i je wspomagają, ze względu na fałszywe prawo do wyboru śmierci zdefiniowanej niewłaściwie jako godna, tylko dlatego, że została wybrana[45]. Ustawy te uderzają w fundament porządku prawnego: prawo do życia, na którym opiera się każde inne prawo, w tym korzystanie z wolności człowieka. Istnienie tych praw głęboko rani relacje międzyludzkie i sprawiedliwość oraz zagraża wzajemnemu zaufaniu między ludźmi. Systemy prawne, które zalegalizowały samobójstwo wspomagane i eutanazję, wykazują ponadto ewidentną degenerację tego zjawiska społecznego. Papież Franciszek przypomina, że „aktualny kontekst społeczno-kulturowy stopniowo powoduje erozję świadomości tego, co czyni życie ludzkie cennym. W rzeczywistości jest ono coraz częściej oceniane na podstawie jego wydajności i użyteczności, do tego stopnia, że życia, które nie spełniają tego kryterium traktuje się jako »życia odrzucone« lub »życia niegodne«. W tej sytuacji utraty autentycznych wartości zawodzą także niezbywalne obowiązki solidarności oraz braterstwa ludzi i chrześcijan. W rzeczywistości społeczeństwo zasługuje na status »cywilizowanego«, jeśli wytwarza przeciwciała przeciwko kulturze odrzucenia, jeśli uznaje nienaruszalną wartość życia ludzkiego, jeśli solidarność jest aktywnie praktykowana i chroniona jako podstawa współistnienia”[46]. W niektórych krajach świata dziesiątki tysięcy ludzi zmarło już w wyniku eutanazji, wielu z nich z powodu tego, że uskarżali się na cierpienia psychiczne lub depresję. Częste są nadużycia zgłaszane przez samych lekarzy z powodu przerwania życia ludzi, którzy nigdy sami z siebie nie życzyliby sobie eutanazji. Żądanie śmierci w rzeczywistości w wielu przypadkach jest objawem samej choroby, pogłębionym izolacją i brakiem nadziei. Kościół postrzega te trudności jako okazję do duchowego oczyszczenia, które pogłębia nadzieję, aby stała się prawdziwie teologalna, skupiona na Bogu i tylko na Bogu.

Zamiast uciekać się do fałszywej wyrozumiałości, chrześcijanin powinien zaoferować choremu raczej niezbędną pomoc, aby ten wyszedł ze swej rozpaczy. Przykazanie „nie zabijaj” (Wj 20, 13; Pwt 5, 17) jest w istocie powiedzeniem „tak” życiu, które gwarantuje Bóg: ono „staje się wezwaniem do czynnej miłości, która ochrania i troszczy się o rozwój życia bliźniego”[47]. Dlatego chrześcijanin wie, że życie ziemskie nie jest najwyższą wartością. Ostateczna szczęśliwość jest w niebie. Dlatego chrześcijanin nie będzie dążył do tego, aby życie fizyczne trwało nadal, gdy śmierć jest ewidentnie bliska. Chrześcijanin pomoże umierającemu uwolnić się od rozpaczy i złożyć swą nadzieję w Bogu.

Z klinicznego punktu widzenia czynnikami, które w największym stopniu determinują żądanie eutanazji i samobójstwa wspomaganego, to niekontrolowany ból, brak nadziei ludzkiej i teologalnej, również wywołany często nieadekwatną pomocą ludzką, psychologiczną i duchową ze strony osób opiekujących się chorym[48].

Potwierdza to doświadczenie: „Prośby ciężko chorych, niekiedy domagających się śmierci, nie powinny być rozumiane jako wyrażenie prawdziwej woli eutanazji; prawie zawsze chodzi o pełne niepokoju wzywanie pomocy i miłości. Oprócz opieki medycznej, chory potrzebuje miłości, gorącego uczucia ludzkiego i nadprzyrodzonego, którymi mogą i powinni go otoczyć bliscy, rodzice i dzieci, lekarze i służba zdrowia”[49]. Chory, który czuje się otoczony kochającą obecnością ludzką i chrześcijańską, przezwycięża wszelkie formy depresji i nie popada w lęk charakterystyczny natomiast dla tego, kto czuje się osamotniony i pozostawiony swemu przeznaczeniu w cierpieniu i śmierci.

W istocie człowiek przeżywa ból nie tylko jako fakt biologiczny, który trzeba opanować, aby stał się znośny, ale jako tajemnicę ludzkiej słabości w odniesieniu do końca życia fizycznego, wydarzenia trudnego do zaakceptowania, z racji na to, że jedność duszy i ciała jest zasadnicza dla człowieka.

Dlatego tylko poprzez nadanie nowego znaczenia samemu wydarzeniu śmierci – poprzez otwarcie w niej horyzontu życia wiecznego, który zapowiada transcendentne przeznaczenie każdego człowieka – można zmierzyć się z „końcem życia” w sposób właściwy dla ludzkiej godności i adekwatny do tej udręki i cierpienia, które nieuchronnie wywołuje nadciągające poczucie końca. W istocie „cierpienie jest czymś bardziej jeszcze podstawowym od choroby, bardziej wielorakim, a zarazem głębiej jeszcze osadzonym w całym człowieczeństwie”[50]. I to cierpienie z pomocą łaski może być ożywiane od wewnątrz miłością Bożą, dokładnie tak, jak w przypadku cierpienia Chrystusa na Krzyżu.

W tym celu zdolność tych, którzy pomagają osobie cierpiącej na przewlekłą chorobę lub znajdującej się w końcowej fazie życia, musi polegać na tym, aby „umieć trwać”, czuwać z tym, kto cierpi lęk umierania, „pocieszać”, to znaczy być razem w samotności, być współobecnością, która otwiera na nadzieję[51]. Poprzez wiarę i miłość wyrażające się we wnętrzu duszy, osoba asystująca jest w stanie cierpieć ból drugiego i otworzyć się na osobistą relację ze słabym, która poszerza horyzonty życia daleko poza wydarzenie śmierci, stając się w ten sposób obecnością pełną nadziei.

„Płaczcie z tymi, którzy płaczą” (Rz 12, 15), bo szczęśliwy jest ten, kto współczuje aż do płaczu razem z innymi (por. Mt 5, 4). W tej relacji, która staje się okazją do miłości, cierpienie wypełnia się sensem w dzieleniu ludzkiej kondycji i w solidarności na drodze do Boga, która wyraża to radykalne przymierze między ludźmi[52], jakie sprawia, że dostrzegają światło nawet poza śmiercią. Ukazuje nam ono akt medyczny z perspektywy przymierza terapeutycznego między lekarzem a chorym, połączonych uznaniem transcendentnej wartości życia i mistycznego sensu cierpienia. To przymierze jest światłem dla zrozumienia dobrego działania medycznego oraz przezwyciężenia wizji indywidualistycznej i utylitarnej, dziś dominującej.

2. Moralny obowiązek wykluczenia uporczywej terapii

Urząd Nauczycielski Kościoła przypomina, że gdy zbliża się kres ziemskiej egzystencji, godność osoby ludzkiej konkretyzuje się jako prawo do umierania w możliwie największym spokoju oraz z należną jej godnością ludzką i chrześcijańską[53]. Ochrona godności umierania oznacza wykluczenie zarówno przyspieszania śmierci, jak i jej opóźniania przy pomocy tzw. „uporczywej terapii”[54].W istocie dzisiejsza medycyna dysponuje środkami, które mogą sztucznie opóźniać śmierć, bez rzeczywistych korzyści dla pacjenta w takich przypadkach. Dlatego w obliczu nieuchronnej śmierci uzasadnione jest zgodnie z wiedzą i sumieniem podjęcie decyzji o rezygnacji z zabiegów, które spowodowałyby jedynie nietrwałe i bolesne przedłużenie życia. Nie należy jednak przerywać normalnych terapii, jakich wymaga chory w takich przypadkach[55].Oznacza to, że nie jest dozwolone przerwanie skutecznych zabiegów wspierających podstawowe funkcje fizjologiczne, dokąd organizm jest w stanie z nich korzystać (takich jak wspomaganie nawodnienia, odżywiania, termoregulacji, a także odpowiednie i proporcjonalne pomoce w oddychaniu oraz inne, w stopniu, w jakim są one niezbędne do wspomagania homeostazy organizmu oraz zmniejszania bólu narządowego i ogólnoustrojowego). Eliminacja jakiejkolwiek nieuzasadnionej determinacji w przeprowadzaniu zabiegów nie może stanowić zaniechania leczenia. To wyjaśnienie okazuje się obecnie niezbędne w świetle licznych spraw sądowych, które w ostatnich latach doprowadziły do wycofania się z leczenia – i do przedwczesnej śmierci – pacjentów w stanach krytycznych, ale nie śmiertelnych, u których podjęto decyzję o przerwaniu zabiegów podtrzymujących życie, gdyż nie mieli oni już perspektyw na poprawę jakości życia.

W szczególnym przypadku uporczywej terapii wymaga podkreślenia, że rezygnacja ze środków nadzwyczajnych i nieproporcjonalnych „nie jest równoznaczna z samobójstwem lub eutanazją; wyraża raczej akceptację ludzkiej kondycji w obliczu śmierci”[56] czy przemyślany wybór mający na celu uniknięcie stosowania technologii medycznej nieproporcjonalnej do oczekiwanych rezultatów. Rezygnacja z takich zabiegów, które dawałyby jedynie niepewne i bolesne przedłużenie życia, może oznaczać także poszanowanie woli umierającego wyrażonej w tzw. oświadczeniach antycypowanych dotyczących leczenia, z wykluczeniem wszelkich działań o charakterze eutanatycznym czy samobójczym[57].

W rzeczywistości proporcjonalność odnosi się do całości dobra pacjenta. Nie można nigdy zastosować fałszywego rozeznania moralnego dotyczącego wyboru między wartościami (na przykład życie przeciw jakości życia); mogłoby to prowadzić do wykluczenia spod obszaru zainteresowania ochrony integralności osobowej i życia jako dobra oraz prawdziwego przedmiotu moralnego dokonanego czynu[58]. W istocie celem każdej czynności medycznej oraz intencją tego, kto podejmuje się działania, musi zawsze być towarzyszenie życiu, a nigdy dążenie do śmierci[59]. W każdym razie lekarz nigdy nie jest li tylko wykonawcą woli pacjenta lub jego przedstawiciela prawnego, lecz zachowuje prawo i obowiązek uchylania się od spełnienia woli, która byłaby niezgodna z dobrem moralnym, dostrzeganym przez jego własne sumienie[60].

3. Opieka podstawowa: obowiązek nawadniania i odżywiania

Podstawową i niezbywalną zasadą towarzyszenia choremu w stanach krytycznych i/lub terminalnych jest ciągłość wspomagania jego podstawowych funkcji fizjologicznych. W szczególności podstawową opieką należną każdemu człowiekowi jest podawanie pożywienia i płynów niezbędnych do utrzymania homeostazy organizmu, w takiej mierze i przez taki czas, w jakich służy to właściwym sobie celom, czyli nawadnianiu i odżywianiu pacjenta[61].

Gdy dostarczanie składników odżywczych i płynów fizjologicznych nie przynosi żadnej korzyści pacjentowi, ponieważ jego organizm nie jest już w stanie ich wchłonąć czy przyswoić, należy wstrzymać ich podawanie. W ten sposób nie przyspiesza się w sposób niedozwolony śmierci przez odebranie nawodnienia i środków odżywczych istotnych dla funkcji życiowych, ale akceptuje się naturalny przebieg krytycznej bądź śmiertelnej choroby. W przeciwnym razie pozbawienie tych środków stanie się czynem niesprawiedliwym i może być źródłem wielkiego cierpienia dla tych, którzy są mu poddani. Odżywianie i nawadnianie nie są terapią medyczną w odpowiednim tego słowa znaczeniu, ponieważ nie zwalczają przyczyn procesu patologicznego zachodzącego w organizmie pacjenta, ale stanowią formę pielęgnacji należnej osobie pacjenta, pierwotną i niezbywalną opiekę kliniczną i ludzką. Obowiązkowy charakter tej pielęgnacji chorego poprzez odpowiednie nawadnianie i odżywianie może wymagać w niektórych przypadkach zastosowania sztucznych metod[62], pod warunkiem, że nie jest ono szkodliwe dla chorego oraz nie powoduje niedopuszczalnego cierpienia dla pacjenta[63].

4. Opieka paliatywna

Ciągłość opieki obejmuje stały obowiązek zrozumienia potrzeb chorego: potrzeb pomocy, ulgi w bólu, potrzeb emocjonalnych, uczuciowych i duchowych. Jak wynika z najbardziej rozległego doświadczenia klinicznego, medycyna paliatywna jest cennym i niezbędnym narzędziem dla towarzyszenia pacjentowi w najbardziej bolesnych, powodujących cierpienie, przewlekłych i końcowych stadiach choroby. Tak zwana opieka paliatywna jest najbardziej autentycznym wyrazem ludzkiej i chrześcijańskiej troski, namacalnym symbolem współczującego „stania” obok cierpiącego. Ma ona na celu „złagodzenie cierpienia w końcowej fazie choroby, a jednocześnie zapewnienie pacjentowi odpowiedniego towarzyszenia ludzkiego”[64], towarzyszenia godnego, poprawiającego – w miarę możliwości – jakość życia i ogólne samopoczucie. Doświadczenie uczy, że stosowanie opieki paliatywnej wydatnie zmniejsza liczbę osób domagających się eutanazji. W tym celu przydatne jest zdecydowane zaangażowanie, zgodnie z możliwościami ekonomicznymi, do rozpowszechniania tej opieki wśród tych, którzy będą jej potrzebować, wdrażanej nie tylko w końcowych etapach życia, ale jako zintegrowane podejście do leczenia w odniesieniu do wszelkich przewlekłych i/lub postępujących chorób, które mogłyby mieć złożone, bolesne i niepomyślne rokowania dla pacjenta i jego rodziny[65].

Opieka paliatywna obejmuje pomoc duchową dla chorego i jego rodziny. Zaszczepia ona w umierającym i w członkach jego rodziny zaufanie i nadzieję w Bogu, pomagając im zaakceptować śmierć bliskiej osoby. Jest to istotny wkład, który należy do pracowników duszpasterskich i całej wspólnoty chrześcijańskiej, na wzór Miłosiernego Samarytanina, tak by w miejsce odrzucenia pojawiła się akceptacja a nad strachem przeważyła nadzieja[66], zwłaszcza gdy cierpienie przedłuża się z powodu postępowania choroby, kiedy zbliża się koniec. W tej fazie ustalenie skutecznej terapii przeciwbólowej pozwala pacjentowi stawić czoła chorobie i śmierci bez obawy przed nieznośnym bólem. Ten środek zaradczy musi koniecznie wiązać się z braterskim wsparciem, które może przezwyciężyć odczucie osamotnienia pacjenta, często spowodowane brakiem poczucia odpowiedniego towarzystwa i zrozumienia w jego trudnej sytuacji.

Technika nie daje radykalnej odpowiedzi na cierpienie i nie można twierdzić, że mogłaby usunąć je z ludzkiego życia[67]. Takie roszczenie rodzi fałszywą nadzieję, która jest przyczyną jeszcze większej rozpaczy u cierpiącego. Nauki medyczne są w stanie ciągle lepiej poznawać ból fizyczny i muszą stosować najlepsze środki techniczne do jego eliminacji, ale horyzont życiowy nieuleczalnej choroby wywołuje u pacjenta głębokie cierpienie, który wymaga nie tylko uwagi technicznej. Spe salvi facti sumus: w nadziei, tej teologalnej, skierowanej do Boga, zostaliśmy zbawieni – mówi św. Paweł (Rz 8, 24).

„Wino nadziei” jest szczególnym wkładem wiary chrześcijańskiej w opiekę nad chorym i odnosi się do sposobu, w jaki Bóg zwycięża zło w świecie. W cierpieniu człowiek musi być w stanie doświadczyć solidarności i miłości, która przyjmuje cierpienie, nadając życiu sens wykraczający poza śmierć. Wszystko to ma duże znaczenie społeczne: „Społeczeństwo, które nie jest w stanie zaakceptować cierpiących ani im pomóc i mocą współczucia współuczestniczyć w cierpieniu, również duchowo, jest społeczeństwem okrutnym i nieludzkim”[68].

Należy jednak doprecyzować, że definicja opieki paliatywnej nabrała w ostatnich latach konotacji, które mogą być niejednoznaczne. W niektórych krajach świata krajowe prawodawstwo regulujące opiekę paliatywną (Palliative Care Act), a także prawa dotyczące „końca życia” (End-of-Life Law) zapewniają obok opieki paliatywnej tzw. pomoc medyczną przy umieraniu (MAiD), która może obejmować możliwość zażądania eutanazji i samobójstwa wspomaganego. Ten przepis normatywny jest przyczyną poważnego zamętu kulturowego, ponieważ prowadzi do przekonania, że integralną częścią opieki paliatywnej jest pomoc medyczna w odniesieniu do dobrowolnej śmierci i że dlatego byłoby moralnie dopuszczalnym żądanie eutanazji lub samobójstwa wspomaganego.

Ponadto w tych samych kontekstach normatywnych interwencje paliatywne mające na celu zmniejszenie cierpienia pacjentów ciężko chorych lub umierających mogą polegać na podawaniu leków z intencją przyspieszenia śmierci lub na zawieszeniu/przerwaniu nawadniania i odżywiania, nawet jeśli istnieje jeszcze rokowanie na tygodnie lub miesiące. Jednak praktyki te są równoznaczne z działaniem lub zaniechaniem powodującym śmierć i dlatego są niedozwolone. Stopniowe rozprzestrzenianie się tego prawodawstwa, również poprzez wytyczne krajowych i międzynarodowych towarzystw naukowych, oprócz skłaniania coraz większej liczby bezbronnych osób do wyboru eutanazji lub samobójstwa, stanowi zniesienie społecznej odpowiedzialności wobec wielu ludzi, którym wystarczyłaby tylko lepsza pomoc i pocieszenie.

5. Rola rodziny i hospicjum

W leczeniu chorych w końcowej fazie życia kluczowa jest rola rodziny[69]. W niej osoba opiera się na trwałych relacjach, jest doceniana sama w sobie, a nie tylko za produktywność czy przyjemność, którą może wywołać. Istotne jest w rzeczywistości, aby w czasie opieki pacjent nie czuł się ciężarem, ale doświadczał bliskości i uznania swoich bliskich. W tej misji rodzina potrzebuje pomocy i odpowiednich środków. Dlatego państwa powinny uznać podstawową i fundamentalną funkcję społeczną rodziny oraz jej niezastąpioną rolę, także w tej dziedzinie, poprzez przygotowanie zasobów i struktur koniecznych do jej wspierania. Ponadto ludzkie i duchowe towarzyszenie rodzinie jest obowiązkiem w placówkach opieki zdrowotnej o inspiracji chrześcijańskiej; nigdy nie należy jej lekceważyć, ponieważ stanowi jedno z opieką nad chorym.

Obok rodziny, instytucja hospicjów, w których przyjmuje się nieuleczalnie chorych, aby zapewnić im opiekę aż do ostatniego momentu, jest rzeczą dobrą i stanowi wielką pomoc. Zresztą „chrześcijańska odpowiedź na tajemnicę cierpienia i śmierci to nie wyjaśnienie, lecz Obecność”[70], która podejmuje troskę o ból, towarzyszy mu i otwiera go na niezawodną nadzieję. Takie ośrodki stanowią przykład człowieczeństwa w społeczeństwie i sanktuaria bólu przeżywanego w pełni sensu. Z tego powodu muszą być wyposażone w wyspecjalizowany personel i środki materialne odpowiednie dla opieki oraz być zawsze otwarte dla rodzin: „W związku z tym myślę o tym, jak wiele dobra czynią hospicja w kwestii opieki paliatywnej, gdzie chorym w stanie terminalnym towarzyszy wykwalifikowane wsparcie medyczne, psychologiczne i duchowe, aby mogli przeżywać godnie, pocieszeni bliskością swoich drogich osób, ostatnią fazę ich ziemskiego życia. Mam nadzieję, że ośrodki te nadal będą miejscami, w których jest praktykowana z zaangażowaniem »terapia godności«, pielęgnując w ten sposób miłość i szacunek dla życia”[71]. W takich obszarach, jak również w każdej katolickiej placówce zdrowia, istnieje obowiązek obecności pracowników służby zdrowia i pracowników duszpasterskich wyszkolonych nie tylko z klinicznego punktu widzenia, ale także prowadzących prawdziwe teologalne życie wiary i nadziei, skierowane ku Bogu, ponieważ stanowi ono najwyższą formę humanizacji umierania[72].

6. Towarzyszenie oraz opieka prenatalna i pediatryczna

W odniesieniu do towarzyszenia niemowlętom i dzieciom dotkniętym przewlekłymi chorobami postępującymi, prowadzącymi do śmierci lub dziećmi znajdującymi się w końcowych fazach życia, należy podkreślić, co następuje, mając świadomość potrzeby opracowania strategii operacyjnej, która zapewni dziecku oraz jego rodzinie jakość i dobre samopoczucie.

Od poczęcia dzieci cierpiące na wady rozwojowe lub wszelkiego rodzaju patologie są małymi pacjentami, którym dzisiejsza medycyna zawsze jest w stanie pomóc i towarzyszyć w sposób odnoszący się z szacunkiem do życia. Ich życie jest święte, jedyne, niepowtarzalne i nienaruszalne, dokładnie tak jak u każdego dorosłego człowieka.

W przypadku tzw. patologii prenatalnych zwanych „wadami letalnymi” – to znaczy takich, które z pewnością doprowadzą do śmierci w krótkim czasie – oraz w przypadku braku terapii płodu lub noworodka, które mogłyby poprawić stan zdrowia tych dzieci, w żaden sposób nie wolno ich opuścić w kwestii pomocy, lecz należy im towarzyszyć jak każdemu innemu pacjentowi aż do nadejścia naturalnej śmierci. Opieka perinatalna sprzyja w tym sensie zintegrowanemu przebiegowi pomocy, która do wsparcia przez lekarzy i pracowników duszpasterskich dodaje stałą obecność rodziny. Dziecko jest pacjentem szczególnym i wymaga od opiekuna szczególnej pomocy zarówno w zakresie wiedzy, jak i obecności. Empatyczne towarzyszenie dziecku w fazie terminalnej, które należy do najdelikatniejszych, ma na celu dodanie życia do lat dziecka, a nie lat do jego życia.

W szczególności hospicja perinatalne zapewniają istotne wsparcie rodzinom, które przyjmują narodziny dziecka w warunkach kruchości. W tych obszarach kompetentna opieka lekarska i wsparcie innych rodzin-świadków, które przeszły przez to samo doświadczenie bólu i straty, stanowią istotne zasoby obok koniecznego duchowego towarzyszenia tym rodzinom. Duszpasterskim obowiązkiem pracowników służby zdrowia inspirowanych chrześcijaństwem jest praca na rzecz promowania maksymalnego rozpowszechnienia tych hospicjów na świecie.

Wszystko to okazuje się szczególnie potrzebne wobec tych dzieci, których przy obecnym stanie wiedzy naukowej czeka śmierć zaraz po porodzie lub w krótkim odstępie czasu. Opieka nad tymi dziećmi pomaga rodzicom przetrwać żałobę i postrzegać ją nie tylko jako stratę, ale jako etap podróży miłości, przeżywanej wspólnie z dzieckiem.

Niestety, dominująca dziś kultura nie promuje tego podejścia: na poziomie społecznym niekiedy obsesyjne posługiwanie się diagnostyką prenatalną i pojawienie się kultury wrogiej niepełnosprawności często prowadzi do decyzji o aborcji, dochodząc do traktowania jej jako praktyki „profilaktycznej”. Polega to na umyślnym zabójstwie niewinnego ludzkiego życia i jako takie nigdy nie jest dozwolone. Stosowanie diagnoz prenatalnych do celów wybiórczych jest zatem sprzeczne z godnością osoby i rażąco niedopuszczalne, ponieważ jest wyrazem mentalności eugenicznej. W innych przypadkach, po urodzeniu, ta sama kultura prowadzi do wstrzymania lub niepodjęcia opieki nad noworodkiem, ze względu na obecność lub wręcz tylko na możliwość rozwoju niepełnosprawności w przyszłości. Także to podejście, o cechach utylitarnych, jest nie do zaakceptowania. Taka procedura, poza tym że nieludzka, jest również poważnie niedozwolona z moralnego punktu widzenia.

Podstawową zasadą opieki pediatrycznej jest to, że dziecko w końcowym okresie życia ma prawo do szacunku i opieki nad sobą, przy unikaniu zarówno uporczywej terapii oraz nieuzasa